Na odejście przyjaciela nigdy człowiek nie będzie gotowy...
I chociaż była długa choroba, chociaż człowiek się z tym liczył, a od pewnego czasu nawet widział, że tak się to skończy, to i tak jest ciężko, to i tak bardzo boli....
Nie wiem kiedy minęło te 14 lat. Dokładnie pamiętam dzień, w którym przywieźliśmy Dyzia do domu. Pojechałam po zupełnie innego kota, burego, pięknego Maine Coona. Tego wymarzonego, a wówczas marzyłam o burasku. A wróciliśmy z Dyziem. Przyczepił się do nas, jak przysłowiowy rzep do psiego ogona... Pani z hodowli powiedziała tylko, że nie chce nam nic sugerować czy narzucać, ale najlepiej wziąć kota, który nas wybrał. Buras nie był nami w ogóle zainteresowany, natomiast ten biszkoptowy typ pchał się na kolana, jak nawiedzony. Więc to z nim wróciliśmy do domu.
Nigdy nie żałowaliśmy tej decyzji. To był wspaniały kot. Chociaż totalna kaciała i zaprzeczenie kociej gracji ;)
To był kot, który musiał uczestniczyć we wszystkim, co robił człowiek. Uczył się ze mną do egzaminów, więc można powiedzieć, że skończył psychologię. Robił rękodzieło wszelakie, a z moim tatą kleił nuty i skanował książki.
To był kot, który wiele miesięcy swojego życia spędził w różnych ubrankach z powodu rozdrapywania rany na grzbiecie. Ale w niemowlęcym body wyglądał rozkosznie ;)
To był kot, który lekarstwo walił prosto z zabytkowego kieliszka
To był kot, który spadając z niewysokiego drapaka, uszkodził sobie ucho, a ono już na zawsze zostało lekko oklapłe
To był kot, który dużo gadał i miał zdanie na każdy temat
To był kot, który ściągał obrusy ze stołu, wywlekał na przedpokój i spał na nich całą noc
To był kot o psim sercu i psim zachowaniu
Mam nadzieję, że czuł jak bardzo był kochany... A teraz swoim odejściem złamał nam serca....
Ta historia dobiegła końca, ale Dyziaczek zostaje na zawsze w naszej pamięci i naszych sercach.
Afarku, Dyziaczku, Nynusiu! Byłeś wyjątkowym kotem!