sobota, 30 maja 2020

podsumowanie maja

Czy jest ktoś kto nie lubi maja? Przecież to taki piękny miesiąc!... No może alergicy mają inne zdanie, ale oni pewnie nie lubią ogólnie miesięcy wiosennych. Ja maj kocham i nie tylko dlatego, że  w tym miesiącu obchodzę urodziny. Zwłaszcza, że w pewnym wieku urodziny trochę przestają nas cieszyć, bo kogo cieszy fakt, że się starzejemy.... Ale za to cieszy mnie wiosna, wszędobylska zieleń natury i inne kolory!

  
Majówka była inna niż zwykle dla naszego społeczeństwa. Pierwszy raz serwisy informacyjne nie bębniły o wielokilometrowych korkach na zakopiance :D Pogoda też swoje zrobiła. Nie ubolewałam nad tym faktem, bo nigdy nie ruszamy się nigdzie dalej na majówkę, ponieważ chyba bym dostała nerwicy, jakbym musiała łazić w tłumie ludzi. A tak, to totalny luzik w domu. Kotki smutne, bo nawet na balkon było trochę za zimno momentami... Za to ja odkryłam książki, dzięki którym przepadłam. W trzy dni weekendu pochłonęłam trzy z czterech tomów Jagodowej Miłości, czyli serii napisanej przez Natalię Sońską. Jeżeli jesteście zainteresowani, TUTAJ moja recenzja całej serii.... Ogólnie maj był dobrym miesiącem pod względem czytelniczym dla mnie.


Oprócz książek łatwych i przyjemnych sięgam także po książki o trudniejszej tematyce, lubię także biografie. W ostatnim czasie przeczytałam biografię znanego krakowskiego psychiatry, Antoniego Kępińskiego. Bardzo ciekawy człowiek, który wiele przeszedł w swoim życiu, między innymi doświadczył wojny i zamknięcia w obozie w Hiszpanii.


Pierwsza część książki to czasy młodości Kępińskiego i czasy wojny, kiedy to zamknięty w obozie pisał listy do rodziców, gdzie opowiadał, że ciężkie jest życie obozowe ze względu na przymus zamknięcia i brak swobody. Akurat czytałam tę część podczas świąt wielkanocnych, kiedy obostrzenia związane z epidemią były najsurowsze. Z łatwością odnajdywałam analogie do odczuć młodego Antoniego, który nie mógł swobodnie się przemieszczać i cieszyć urokami życia. Jednak nasza sytuacja była o niebo lepsza, bo byliśmy zamknięci w swoich domach, kiedy to młody psychiatra wiele lat spędził z dala od rodziny, swojego domu i rodzinnego miasta, a jedyną formą komunikacji były listy. My mamy telefony i Internet, jesteśmy z rodziną w stałym kontakcie. Druga część książki to już skupienie uwagi na życiu zawodowym Antoniego, jego podejściu do pracy, obowiązków i pacjentów. Bardzo ciekawa lektura.


Teraz mam ochotę na jakiś reportaż.... ;)

Ksenia to mała amatorka kwiatów. Musi w nie wsadzać swojego nochalka. A ja nie mogę chwilowo bez nich żyć ;) Uwielbiam na nie patrzeć i je fotografować. Natura to ma fantazję w wymyślaniu tych różnych, kolorowych cudaków.



Tak sobie myślę, że całe szczęście, że lubię spędzać czas w domu, bo chyba już bym dawno popadła w jakiś obłęd. Chociaż w maju było już trochę bardziej normalnie i więcej wyjść, spacerów, załatwiania, to nadal, jak nie muszę, to nie wychodzę. Są książki, są kotki, jest aparat.... Można siedzieć ;) Dzięki temu na blogu pojawiło się więcej wpisów, niż do tej pory. Miałam czas na robienie zdjęć, na pisanie. To iście terapeutyczne zajęcie!


Ostatnio powróciłam także do szydełka i ręcznie robionej biżuterii z koralików. Okazało się, że mam spory zapas zarówno koralików, jak i muliny, więc postanowiłam trochę podziałać. Oczywiście jak już wpadłam w rytm, to nie mogłam się zatrzymać. Zrobiłam naszyjnik dla siebie, bransoletkę dla mamy, a reszta pewnie trafi na bazarki charytatywne.



Pod koniec miesiąca kupiłam kotkom nowy drapak. Stary już mocno denerwował mnie swoim wyglądem, więc trafił na balkon. A nowy oczywiście Wam tutaj pokażemy niedługo ;)




 Jedno co się nie zmieniło u nas, to fakt, że Witek nadal najwięcej czasu poświęca na spanie ;)



Ksenia natomiast mogłaby zamieszkać na balkonie. Maj nie rozpieszczał nas temperaturami, więc jak było zimno, niestety balkon pozostawał zamknięty. Na szczęście bywały i takie dni, kiedy kotki mogły siedzieć i obserwować ptaszki, a ja mogłam poczytać na balkonie.


Dla fanek Dynia, oto i on ;) No nie ma drugiego takiego! Powiem Wam, że ostatnio kocurro był u pani, która zajmuje się pielęgnacją psów i kotów, ponieważ Dyziu nie ściera sobie pazurków i jeden mu wrasta, jak się go nie przypilnuje. Zamiast do weterynarza, rodzice zabierają go do salonu piękności :D Jednak w związku z epidemią, aktualnie opiekun nie może przebywać wraz ze zwierzakiem podczas zabiegów pielęgnacyjnych, futrzak zostaje zabrany do gabinetu, a potem oddany. Dyziu był bardzo dzielny i teraz może pochwalić się pięknymi i zadbanymi szponami.


 Nie ma to jak pospacerować pustymi ulicami miasta.


22 maja obchodzimy Dzień Praw Zwierząt. Niestety w Polsce w tym temacie jest jeszcze wiele do zrobienia. Niestety na razie nie widać, aby miało się coś w tej kwestii zmieniać na lepsze.... A zdjęcie tego pieska poniżej zostało zrobione właśnie 22 maja, było to dla mnie bardzo symboliczne wydarzenie i spotkanie.


Niestety nie wszystkie zwierzaki miały tyle szczęścia, aby trafić do kochających domów i rodzin. Jak patrzę na moje koty, myślę sobie, że chciałabym aby wszystkie zwierzęta na świecie miały dobre życie, bez cierpienia, zwłaszcza tego zadawanego przez człowieka. Nie jest możliwe, aby nagle wszyscy ludzie pokochali zwierzęta, ale gdyby byli chociażby obojętni, myślę, że już byłoby lepiej na świecie. W tym miejscu wystarczy popatrzeć na wypowiedzi Ministra Rolnictwa na temat maltretowania zwierząt i obrońców praw zwierząt, aby przekonać się, że nie idziemy w dobrym kierunku, cofamy się wielkimi krokami.... Strasznie to przykre.


Moje wsparcie w prowadzeniu bloga. Można powiedzieć, że podział obowiązków sprawiedliwy ;) Jak patrzę na te łapeczki kochane, te białe skarpetusie, to od razu robi mi się przyjemniej, milej i weselej. Kocham strasznie ;)



Coś mało rudzielca w tym wpisie ;) Ogólnie zdjęć z maja mam jeszcze sporo, więc pewnie jeszcze w czerwcowych wpisach posłużą, zwłaszcza, że ostatnio czasu już zdecydowanie mniej na fotografowanie kociastych ;)



A na koniec piękny bez, a w tle Dom "Pod Globusem".


środa, 27 maja 2020

czytanie z kotem (23)

Dzisiaj przychodzę do Was z lekturami, które towarzyszyły mi podczas majówki. Zaczęło się niewinnie. Autorkę Natalię Sońską kojarzyłam z lektury bożonarodzeniowej, ale nic wcześniej innego nie czytałam i w najbliższej przyszłości nie miałam tego w planie, bo stos książek do przeczytania i bez tego jest spory. Jednak Woblink na czas majówki zrobił akcję darmowych ebooków i wśród nich była książka Natalii. Postanowiłam wykorzystać okazję i poznać autorkę. Dostępna była książka "Cała przyjemność po mojej stronie" z serii Jagodowa Miłość.


Jagoda jest bohaterką, którą od razu polubiłam, a to bardzo pomaga w czytaniu. Książka w ogóle jest tak napisana, że wciągnęło mnie niemal od razu. Ostatnio nie miałam szczęścia do lektur rozrywkowych, jak nazywam taką nieskomplikowaną literaturę, czytaną dla czystej przyjemności i relaksu. Jeżeli po coś sięgam dla przyjemności, a to mnie nie wciąga i zmuszam się do wytrwania do końca, to dla mnie nie spełnia kryteriów literatury czytanej dla rozrywki. Ta książka od razu spełniała wszystkie postawione jej wymagania ;) Wciągnęłam w jeden dzień, a książka skończyła się w taki sposób, że nie miałam wyjścia...musiałam sięgnąć po kolejną część, czyli "Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?


Jagodę poznajemy, kiedy jest w trakcie rozwodu. Niby zgrany i oklepany temat, jednak tutaj nie jest wątkiem głównym i męczącym, jak to czasami bywa. Jagoda spokojnie pracuje sobie w cukierni, mieszka w swoim mieszkanku i próbuje się rozwieść. Oczywiście, jak to bywa w literaturze kobiecej, na horyzoncie pojawia się mężczyzna ;) I to taki wiadomo, tajemniczy i skrywający swoją przeszłość. Ale jest to wątek bardzo przyjemny, nie kiczowaty... No dla mnie, książki bardzo przyjemne w ogólnym odbiorze. Nic nie jest przesadzone, bohaterowie nie są zbudowani na skrajnych modelach osobowości, są tacy bardzo normalni i realni.  Chyba dlatego czyta się te pozycje tak lekko, gładko i przyjemnie. Nic nie jest cukierkowe, nic w sposób cudowny się nie wyjaśnia, a każdy z bohaterów ma jakieś dobre strony, ale i wady. Główny męski bohater nie jest rycerzem na białym koniu, chociaż jest przystojny i kulturalny, ma swoje za uszami i postępuje tak, jak uważa, a nie jak wyidealizowany bohater romantyczny. Tutaj duży plus dla autorki za ten realizm w lekturze, jakby nie patrzeć o lekkim zabarwieniu romantyczno-bajkowym, bo taka rola lekkich lektur kobiecych ;) Druga część znowu kończy się tak, że.....musiałam na jednym wdechu sięgnąć po kolejną. Wszystkie czytałam w wersji ebooków, co jest o tyle wygodne, że w minutę masz dostęp do książki, jednak moje oczy były baaardzo zmęczone po majówce spędzonej z tabletem w ręku.... 


Trzecia część nosi tytuł "Zacznijmy jeszcze raz". Nie chcę tutaj za wiele zdradzać, gdyby ktoś się zdecydował na czytanie. W każdym razie bohaterowie przez swoją dumę czasami się rozmijają, jak czapla i żuraw, krążą wokół siebie i zejść się nie mogą. Jagoda ma problemy z rozwodem, a Tomasz, jej ukochany, nie do końca rozumie jej zachowania i decyzje. Na tym tle powstają konflikty.... No i zdradzę, że pojawia się drugi mężczyzna, który chętnie Jagodzie pomoże. Oprócz tego Jagoda ma problemy w cukierni, znika jej właściciel, a ona próbuje ogarnąć sytuację, aby cukiernia przetrwała. Gładko przeszłam do kolejnej, czwartej części o tytule "Zawsze możesz na mnie liczyć". Już dawno nie przeczytałam tylu książek w tak krótkim czasie ;)


Szczerze mówiąc, bardzo liczyłam na to, że to będzie już ostatnia część. Jednak koniec wskazuje na kontynuację, a sama Autorka zdradziła ostatnio na Instagramie, że kolejna część jeszcze w tym roku. Czekam, ale z drugiej strony uważam, że to tak jak z dobrym serialem, trzeba wiedzieć kiedy skończyć, żeby z czegoś dobrego nie uczynić taniego i tandetnego tasiemca. Im dłuższa historia, tym większa szansa oderwać się od rzeczywistości.... No zobaczymy już wkrótce co tam czeka naszych bohaterów ;) Jak ktoś lubi takie lektury, to polecam. Wciąga i można się zrelaksować, oderwać od codzienności, czasami uśmiechnąć.... Jak dla mnie bardzo przyjemna w odbiorze historia. Z takimi lekturami nie żal było siedzieć w domu podczas majówki. Teraz też czytam serię, na razie zapowiada się średnio, ale daję jej jeszcze szansę ;) Z bardziej ambitnymi lekturami też niedługo tutaj przyjdę.

Dobrego dnia!

niedziela, 24 maja 2020

drapak dla kota

Dzisiaj przychodzę z wpisem, którego jeszcze u mnie nie było, a chyba takie też powinny się pojawiać. A mianowicie "aktualizacja recenzji". Bo często jest tak, że coś się opisuje po zakupie, daje znać, jak jest wykonane, jak spełnia swoją rolę i jak wygląda. I na tym koniec. A ważnym jest też to, ile dany produkt wytrwał i jak się spisuje w dłuższym czasie i podczas użytkowania. W grudniu 2018 roku dostałam do zrecenzowania drapak dla kota firmy Trixie. Przypominam naszą recenzję TUTAJ.




Drapak jest niewysoki, lekko ponad 100 cm, ale uważam, że taka wysokość jest fajna zarówno do podrapania, jak i do spania. Muszę przyznać, że zawsze myślałam, że drapak musi być olbrzymi z ogromną ilością hamaczków, legowisk i budek. A tu wystarczą dwa proste, okrągłe legowiska i kotki są zadowolone. Muszę przyznać, że ten drapak jest jednym z ulubionych miejsc do spania obu kotków. 



Niestety jakośc drapaka mnie rozczarowała i to dosyć szybko. Już po miesiącu użytkowania załamały się brzegi dolnej półki, ale początkowo wzięłam to za winę Witka, który jest dosyć ciężkim kotem i nie ma opcji, żeby nie załamał ścianek. Ale później zaczęłam analizować sprawę i doszłam do wniosku, że produkt przeznaczony do drapania i wspinania się dla kota, nie powinien ulec zniszczeniu po miesiącu. W dotyku czuć, że ścianki legowisk są jakby z tektury, no jednym słowem lekko lipne. Ale przymknęłam na to oko. 



Po pół roku zaczął się targać materiał wierzchni na drapaku. Ale najbardziej mnie zdenerwowało to, jak ten drapak wygląda teraz, po 1,5 roku użytkowania. Wiadomo, że będę go próbowała naprawić i jakoś ratować, ale szczerze mówiąc jestem mocno zawiedziona jakością... Drapak może nie jest drogi, bo aktualnie kosztuje coś ponad 200zł, ale jaki sens jest kupować drapak co roku? Chciałabym, żeby taki mebel wytrzymał przynajmniej kilka lat.... Nie zamierzam produkować co roku śmiecia o nazwie drapak dla kota! Słupki owinięte sizalowymi sznurami wyglądają tragicznie!


Drapak trafił aktualnie na balkon, a ja rozglądam się za czymś nowym. Drapak w mieszkaniu to jednak element wystroju i chciałabym, żeby trochę dłużej wyglądał ładnie i spełniał swoją funkcję. Na pewno teraz poszukam czegoś solidniejszego, nie będę rozglądać się na pewno za tzw. sieciówkowymi drapakami w sklepach zoologicznych. Na razie mam kilka typów i się zastanawiam, ponieważ solidne drapaki mają ceny wyższe, dlatego muszę dobrze przemyśleć ten zakup. No i koniecznie taki, żeby kotki były zadowolone ;) Jak coś w końcu wybiorę, dam znać.

Tak wyglądał nasz drapak rok temu. Pozaginany, ale słupki były jeszcze ok.


środa, 20 maja 2020

żywienie Kseni

Przez dosyć długi okres czasu uważałam, że podstawą kociego wyżywienia powinna być dobra jakościowo karma sucha, w której skład powinno wchodzić dużo mięsa. Ale kiedy zaczęłam zgłębiać temat, szybko się dowiedziałam, że to nie jest zdrowe dla kota podejście do tematu. Witka już nie mogłam przekierować z chrupek na karmę mokrą, ponieważ od razu reagował wymiotami. Pogodziłam się z tym, że ma konkretną dietę i nie chcę mu już tego zmieniać.



Kiedy w naszym domu zamieszkała Ksenia, od razu postanowiłam nauczyć ją jedzenia głównie dobrej jakości karmy mokrej z dodatkiem chrupek. Ksenia nie jest wielką fanką chrupek, ale upieram się, aby chociaż jeden posiłek dziennie stanowiły chrupki, ponieważ musi trochę gryźć twardego, a poza tym chrupki są wygodne, zwłaszcza, jak gdzieś wyjeżdżamy i kotki są karmione przez dziadków.

Jak już pisałam, w ramach przekąski Ksenia razem z Witkiem zjada karmę filetowaną, raz/dwa razy w tygodniu. Natomiast codziennie dostaje karmę firmy MAC's. Jest to niemiecka karma bezzbożowa o wysokiej zawartości mięsa. Pozbawiona jest konserwantów, aromatów i sztucznych dodatków. W składzie 70% mięsa. To karma pełnowartościowa, która zawiera odpowiedni poziom tauryny.


Ja kupuję karmę w puszkach 100g, ponieważ zjada je tylko Ksenia. Cena za kg to 39zł, około 4 zł za puszkę przy zakupie 12 puszek. Jednak kupując puszki 200g karma wychodzi 23 złote, więc im większa puszka tym bardziej się opłaca przy karmieniu np. dwóch kotów. Więc teoria, że dobra karma jest bardzo droga, nie do końca się sprawdza ;) Nie jestem fachowcem w analizowaniu składu kociej karmy, firma ta jest polecana przez osoby, które na temacie znają się lepiej.



Karma jest w postaci mielonki w galarecie, wiem, że nie wszystkie koty lubią tę formę. Witek dawniej nie tykał się takiej karmy, a próbowałam nieraz. Natomiast teraz, kiedy Ksenia dostaje, jest bardzo zainteresowany tym jedzeniem i zjada po Kseni resztki. Na razie żadnych rewolucji żołądkowych nie ma, a ja pozwalam mu na niewielkie ilości.

Jako drugą karmę, wprowadziłam Kseni Feringę. A to dlatego, żeby uniknąć przyzwyczajenia się kota tylko do jednej karmy. Wystarczy wycofanie karmy z rynku lub przestój w dostawie do sklepu i jest problem. Ksenia pod tym względem jest raczej bezproblemowa i je wszystko, co jej zaproponuję.




W ostatnim czasie jednak Księżniczka zaczęła trochę zdziwiać przy jedzeniu. Początkowo wydawało się, że znudziły jej się znane karmy. Jak tylko zmieniłam smak/karmę jadła chętniej. Ale cyrk z Ksenią to też wymyślanie sobie nowych miejsc jedzenia ;) Do tej pory dzieliłam jedzenie na miski i dawałam kotkom w kuchni na ziemi. Teraz jak tylko zaczynam nakładać karmę do misek Ksenia wychodzi z kuchni i siada w przedpokoju. Nie reaguje na wołanie i zapraszanie na posiłek, siedzi z miną mówiącą "przynieś, bo właśnie tutaj będę jadła". Czasami jak idę w jej kierunku do prowadzi mnie do pokoju...Serio! Niby śmieszne, ale powiem szczerze, że już mnie trochę słabi tym zachowaniem. To wydziwianie przy jedzeniu, odmawianie jedzenia skłoniło mnie do przetestowania innej karmy, bo może Księżniczka lubi urozmaicenie... I jak się zarzekałam, że już nic innego wprowadzać nie będę, tak muszę odszczekać te słowa i niedługo przyjdziemy do Was z recenzją jakiegoś ciekawego jedzonka dla Kseni.....Ona lubi nowości i bardzo chętnie reaguje na zmiany i różnorodność.



Są osoby, które karmią kota mięsem świeżym i twierdzą, że to jest jedyny słuszny sposób, bo najbardziej pierwotny i sprzyjający kotom. Dużo na ten temat czytałam, szanuję taki wybór, podziwiam za wytrwałość, bo przy tym sposobie trzeba koty suplementować odpowiednimi witaminami i kontrolować zdrowie. Szanuję i dziękuję za przekonywanie, ale na dzień dzisiejszy to nie jest zajęcie dla mnie ;)



Niektórzy kociarze poszli jeszcze o krok dalej i podają kotom w całości ptaki i małe gryzonie. Zamawiają takie zwłoki w specjalnym sklepie... Tego tematu nie zgłębiałam ani trochę,  bo jest to ponad moje siły psychiczne i na razie nawet nie jestem ani w 1% zainteresowana takim sposobem żywienia kota. Same zdjęcia w Internecie mnie zniechęcają.... Znacie ten sposób karmienia kotów?

sobota, 16 maja 2020

kocia sobota

Dzisiaj będę samolubny i nie wrzucę ani jednego zdjęcia chudego szprota! Tylko ja, bo ja piękny jestem, więc będę się tutaj dzisiaj prezentował. A kto mi zabroni ;) I tak sobie myślę i marzę....i zastanawiam się kiedy Matka da jedzonko..... A ona znowu jakieś diety, ograniczenia. Nie da się z tą kobietą żyć!


Na samą myśl o tych pysznościach, aż mi ślinka cieknie. Przecież wiem, że tam pół szafy jedzonka, a ona nam tak wydziela, tak skąpi.... 

O kurka kocia!!!! Chyba Matka puszkę otwiera! Mam nadzieję, że się nie przesłyszałem! Matka teraz tworzy wpisy na temat jedzenia, a ja tam uważam, że zadaniem Matki jest karmienie kotów, a nie pisanie o tym!


                                                      Wasz Witek

środa, 13 maja 2020

trudny temat czyli żywienie kotów

Żywienie kotów to temat rzeka. I temat w pewnym gronie dość sporny. Bo ilu opiekunów tyle teorii i opinii....




Po wielu latach prób, testów i błędów, bo te są nieuniknione, znalazłam swój sposób na żywienie moich kotów. Specjalnie napisałam MOICH kotów, bo uważam, że nie ma czegoś takiego, jak uniwersalny sposób żywienia kota. Dlaczego???

Trzeba przede wszystkim wziąć pod uwagę preferencje kota. Jak większość opiekunów kotów wie, tego gatunku na przetrzymanie się nie weźmie, tu nie działa zasada "zgłodnieje, to zje". Bo kotu jak coś nie smakuje, nie pasuje to jadł nie będzie i koniec tematu. Więc można sobie żyły wypruć namawiając do najdroższej puszki z najlepszym składem. Jak kot powie nie, to nie, sam sobie człowieku wcinaj. 

Poza tym różne koty, mają różne dolegliwości i wymagają specjalnej diety. Sprawy zdrowotne pozostawiam lekarzom i specjalistom.



Ale są również różne przekonania opiekunów, co do tej najbardziej właściwej kociej diety. I oczywiście każdy uważa, że ta jego jest najwłaściwsza. Ok, szanuję to. Ale narzucanie komuś swojego zdania za wszelką cenę już ok nie jest. 

Bo jest coś jeszcze takiego, jak kwestia materialna. Nie da się ukryć, że w tym temacie dosyć istotna. Każdy żywi swojego kota tak jak uważa, ale też tak, jak mu portfel na to pozwala. Opiekun zwierzaka powinien się zorientować, co jest najlepsze dla jego futrzaka, co zrobić, żeby dawać mu to co zdrowe i dobre dla niego. Ale biczowanie kogoś tylko dlatego, że robi inaczej, nie z ignorancji, ale z powodów finansowych nie jest miłe. Dlaczego o tym piszę? Bo kociarze na swoich stronach często piszą o żywieniu kotów, coś nowego testują, czymś się dzielą. I zawsze wtedy powstaje dyskusja, nie zawsze merytoryczna i kulturalna. Można komuś sugerować, bo przecież logiczne i merytoryczne argumenty zawsze są mile widziane, ale i tak osoba zrobi co będzie chciała. I w sumie nic nam do tego. Osobiście uważam, że skoro decydujemy się na zwierzaka, to bierzemy za niego odpowiedzialność i musimy się liczyć z pewnego rodzaju kosztami, ale o tym chciałabym kiedyś zrobić osobny wpis... ;)



Prowadząc bloga już ładnych kilka lat, sama testowałam wiele różnych karm. Niektóre dostawałam do recenzji, inne sama kupowałam poszukując tej najwłaściwszej. Do dziś zbieram baty za wpis o pewnej karmie, którą recenzowałam. Takie życie, człowiek cały czas się uczy i zdobywa doświadczenie, a na tej drodze popełnia błędy. Sama wiem, jak to jest karmić kota karmą, która w naszym mniemaniu wartościowa i dobra nie jest. Ale co zrobić jak tylko po tej karmie kot funkcjonuje dobrze? Od pewnego czasu postanowiłam już nie eksperymentować na kotach, nie testuję takich ilość jedzenia, jak dawniej. Mam wyrobione zdanie na ten temat, sprawdzone karmy i tego się trzymam.

W dzisiejszym wpisie chciałam zwrócić uwagę na karmy filetowane. Do niedawna uważałam je za karmy z dobrym składem i sądziłam, że kotki właśnie takie czyste mięsko powinny jeść. Na szczęście dosyć szybko się dowiedziałam, że karmy które kupuję, to karmy uzupełniające, czyli można je podawać raz na jakiś czas, jako przekąskę, ale nie jako podstawę żywienia kota.


Mowa tutaj o dwóch firmach karmy, Schesir i Cosma. Witek i Ksenia lubią te karmy i dostają je około dwa razy w tygodniu. Cosma to prawie 48% piersi kurczaka z ryżem w galarecie (woda 50%). Puszka zawiera 85g jedzonka i koty dostają jedną taką puszkę na dwa łebki ;)


Schesir w składzie ma filet z kurczaka (33%), filet z wołowiny (33%), ryż (4%).  Składniki naturalnego pochodzenia, kurczaki nie są karmione hormonami. To dobrej jakości karma, ale pamiętajmy, to karma uzupełniająca! Nie zawiera tauryny oraz niezbędnych witamin i minerałów, dlatego nie może być postawą żywienia naszego kota.


I  w sumie napisałam to, żeby z jednej strony pokazać, że człowiek cały czas się uczy i czegoś dowiaduje, a czasami wręcz zmienia poglądy (o czym w następnym wpisie o żywieniu Kseni), a z drugiej strony może po prostu podejść do tematu bez spiny. Bo mamy z tyłu głowy, jak żywić kota, ale też mamy konkretnego kota, który może nie podzielać naszego zdania ;) Ja postanowiłam już nie stresować się jeśli chodzi o żywienie Witka. Będzie tak, jak jest. Chyba, że coś się wydarzy zdrowotnie, co będzie wymagało zmiany. Natomiast mam świadomość, że Witek to już koci senior i takie zmiany też mogłyby go za bardzo stresować. Niech sobie je swoje ulubione jedzonko, które mu służy, czasami coś podkradnie Kseni i jest dobrze.



A o żywieniu tej naszej księżniczki właśnie tworzę osobny wpis, w którym napiszę, jak zmieniły się moje poglądy na żywienie kotów, co z miski podbiera jej Witek i ogólnie o tym, jaki ta panienka ostatnio odstawia cyrk ;) Już teraz Was zapraszam!

Ostre lądowanie w puszkach ;)

piątek, 8 maja 2020

legowisko na parapet

Człowiek nadal się łudzi, że nakupi pięknych łóżeczek, a kotki grzecznie będą w nich spały i ślicznie przy tym wyglądały... A potem przychodzi przesyłka w kartonie i ten ów karton staje się najbardziej atrakcyjnym legowiskiem w domu... Każdy, kto ma kota, doskonale wie o czym mowa ;)


Jednak wiedząc, jak ciężka sprawa jest z kotami i łóżeczkami, pomimo, że w ostatnim czasie pojawiło się u nas piękne legowisko, które jest całkowicie ignorowane przez koty, postanowiłam zakupić jeszcze jedno ;) Długo się nad tym zakupem zastanawiałam, ale w końcu zaryzykowałam.


Tym razem zakupiłam legowisko na parapet. Nie będę ukrywała, że kupiłam je głównie z myślą o Kseni, ponieważ to ona najwięcej czasu spędza na oknie. Obserwuje ptaszki, pieski i ludzi, a kiedy jej się znudzi monitoring osiedla, zasypia. Do tej pory spała na moim starym szaliku, a oprócz tego miała materacyk (do dziś nie wiem, co mną kierowało, kiedy kupowałam ten materacyk, który kształtem i kolorem nie pasował zupełnie do niczego...).


Tym razem przy zakupie, nie kierowałam się ani ceną, ani faktem, żeby zakupu dokonać przy okazji zamawiania jedzenia w zooplusie. Taki materacyk "sieciówkowy" u nas już był i się nie sprawdził. Postanowiłam zainwestować w coś, co oprócz tego, że będzie służyło kotkowi, będzie także ładne i będzie cieszyło moje oko. Wybrałam materacyk z asortymentu Felis Manufaktura. Uwielbiam takie dopieszczone rzeczy, ręcznie robione i nawet pakowane z ogromną starannością ;) Materacyk zrobiony jest z miłego w dotyku materiału, który z łatwością się czyści... no i te róże!!!


Co najważniejsze Księżniczka zaakceptowała materacyk, często na nim przesiaduje lub śpi, a ja za każdym razem, kiedy popatrzę w stronę okna, uśmiecham się, bo te róże tak bardzo są w moim stylu ;) Przedmiot, który ma służyć zwierzakowi, jest także częścią naszego mieszkania, jak dla mnie musi być ładny, ma być ozdobą, a nie czymś szpetnym ;)


W asortymencie sklepu znajdziecie również ręcznie robione na szydełku zabawki dla kotów, piękne legowiska, ale także coś dla ludzi: plecaki czy kosmetyczki, a ostatnio także maseczki. Cieszę się, że Ksenia chętnie korzysta z tego zakupu, często rano się budzę, a ona śpi na materacyku w słoneczku. 


Udane i praktyczne zakupy zawsze cieszą, bo z kotami to nigdy nie wiadomo co się przyjmie, a co nie...


Zawsze miło się pisze taką pozytywną recenzję. Natomiast w najbliższych dniach muszę zrobić aktualizację recenzji drapaka.... Teraz przeglądam różne strony z drapakami, bo czeka nas zakup, ale tym razem chcę kupić coś, co wytrzyma dłużej niż rok.... :(