środa, 30 września 2020

podsumowanie września

No to jak Wam mija czas??? Równie szybko, jak nam??? Kończy się kolejny miesiąc, jednak mnie najtrudniej uwierzyć, że skończyło się lato. Dopiero co się zaczynało! 

 


Już rok temu, a może to już nawet dwa lata.... jak postanowiłam polubić jesień. Nie tylko tę słoneczną, ciepłą, z paletą barw na drzewach. Ale także tą szarą, zimną i deszczową. Wtedy jest idealny czas na siedzenie w domu z herbatą, książką i ciastem ;) Czyli czas idealny dla introwertyka. Czas za szybko przemija, żeby skupiać się tylko na czekaniu na to co będzie, na wiosnę, na lato, na sobotę. Trzeba cieszyć się tym, co jest tu i teraz. A żeby było milej, można sobie osłodzić ten czas, na przykład kocim ciasteczkiem.

Mam wiele książek do przeczytania, jesień jest w sam raz, żeby nadrobić. Aktualnie czytam biografię Fridy, ale nic więcej nie napiszę, przyjdzie i na to czas ;)

 

We wrześniu wreszcie wsadziłam szczepkę pilei do ziemi. Mam nadzieję, że koty jej nie zjedzą, zwłaszcza jeden, najbardziej zainteresowany zieleniną kot.... 

Reszta kwiatów, które przywędrowały do naszego domu tego lata, ma się dobrze i oby tak zostało. Do tej pory, wszystko co zielone umierało bardzo szybko. Ale za punkt honoru wzięłam sobie pilną opiekę nad kwiatami i jak na razie daję radę ;) W tygodniu podlewam, w weekend robię im kąpiel. Chyba im dobrze.



Najważniejsze to, że kwiaty stoją poza zasięgiem kocich łapek i mordek :D

Monitoring osiedlowy przeniósł się z balkonu na parapet, ale nadal działa

 

Ale najlepiej jest na miękkim łóżeczku. Wituś to senior, który potrzebuje sporo spokoju i wypoczynku



Natomiast Ksenia to wulkan energii, któremu ciężko zrobić ostre zdjęcie, kiedy jest w ruchu

Dużą zaletą jesieni są późniejsze wschody słońca ;) chociaż wstaje się dużo trudniej kiedy za oknem ciemno....



niedziela, 27 września 2020

kocia sobota

Dawno żem nic nie pisał, a to dlatego, że mi się nie chciało. Co tu dużo będę ściemniał! Nie chciało mi się i już. No ale dzisiaj mi się zachciało, więc piszę. Tylko o czym tu pisać, kiedy kot prawie nie wychodzi z łóżka?


I to wiecie, gniję na zmianę, w swoim łóżeczku lub ludzkim. To nie ma znaczenia, byle było ciepło i miękko ;) A w sobotę to zalegliśmy w łóżku wszyscy, ja spałem, Pańcia czytała, a Szprot mruczał jak traktor.  Jednym słowem rodzina leni...


 
 
No ale pamiętajcie, że lenić to się trzeba umieć, nie każdy to potrafi. Poza tym na lenistwo trzeba zasłużyć. Mam wątpliwości czy pozostałe istoty z mojej rodziny zasłużyły, ja na pewno tak. Tak więc popijamy z Matką kawkę i życzymy Wam dobrej niedzieli. My się zabieramy za wpis z podsumowaniem miesiąca, a to zawsze sporo pracy, żeby przeglądnąć wszystkie foty z telefonu Matki. Nie chcecie wiedzieć ile tego jest...... Nie ma kobieta umiaru!

czwartek, 24 września 2020

koniec balkonowania

Powoli przemija czas balkonowy.... Szkoda, bo kotki, zwłaszcza Ksenia, uwielbiają balkon i przesiadywanie na nim. Teraz już ranki i wieczory są chłodne, więc jak wychodzą, to tylko w trakcie dnia, kiedy balkon nagrzeje się słońcem. Jesień i zima będą trudne, ale Ksenia dosyć szybko zapomina o balkonie i zajmuje się brykaniem w domu ;)


Nie wypuszczam kotów na balkon poza sezonem letnim, bo raz w ten sposób przeziębił się Witek i był problem z pęcherzem. Trudno, muszą się przyzwyczajać powoli do nowej rzeczywistości. Ale póki co, korzystamy jeszcze z ładnej pogody.


W domu też jest fajnie, można zakopać się pod kocyk albo kołdrę i wtedy jest cieplutko.


 

Najgorszy jest czas, kiedy na polu jest już chłodno, a w domu jeszcze nie grzeją. Warto mieć wtedy puchaty, ciepły koc pod ręką oraz ciepłe skarpety. Ja na szczęście skarpetek daleko szukać nie muszę, ponieważ mam je przy sobie przez całe lato ;) W tym roku planuję kupić Kseni legowisko na kaloryfer, wydaje mi się, że skoro lubi tak bardzo ciepełko, będzie jej ono pasowało ;) Bo różowe, cieplutkie łóżeczko już spisaliśmy na straty...

 

Mam wiele książek, więc jestem przygotowana na nadejście jesieni ;) A Wy? Gotowi? Aha, pamiętajcie, że na jesień różne gryzonie pchają się do domów. My na szczęście jesteśmy bezpieczni, Ksenia czuwa i wyłapuje wszystkie szczurki i myszki!



niedziela, 20 września 2020

czytanie z kotem (25)

Dzisiaj przychodzę z kolejną serią. Tym razem autorstwa Agaty Przybyłek. Są to cztery książki o czterech siostrach. Ponieważ od razu zakupiłam całą serię, to przeczytałam w takiej kolejności, jak trzeba, czyli tak jak powstawały.

 

W listopadzie recenzowałam już książki tej autorki, możecie poczytać TUTAJ. 

Po serii książek Natalii Sońskiej, które przeczytałam jednym tchem w majówkę (recenzja tutaj) w niedługim odstępie czasowym zabrałam się za serię Agaty Przybyłek. To był dla mnie psychicznie ciężki czas, więc potrzebowałam raczej lektur lekkich i przyjemnych. Czy tak właśnie było? Zapraszam na poniższy wpis ;)




Pierwsza książka o tytule "Ja chyba zwariuję!" trochę mnie rozczarowała. Męczyłam ją na raty, w międzyczasie podczytywałam coś innego, a to nigdy nie wróży nic dobrego. Jak książka mnie wciągnie, to czytam i czytam, aż skończę. Tutaj trochę się męczyłam. Główna bohaterka, jak dla mnie, mocno nijaka. Na okładce opisana jest jako silna i niezależna, ale żadnej z tych cech nie odnalazłam w treści. To jest ten rodzaj bohaterki, który nie zapada mi w pamięć, nie charakteryzuje się niczym wyróżniającym. Powiem szczerze, jak zamknęłam książkę i wróciłam do niej za dwa dni, nawet nie pamiętałam imienia głównej postaci. A fabuła zgrana i przewidywalna. Znowu zaniedbana "matka polka" po rozwodzie i z dwójką dzieci, która z trudem ogarnia pracę i opiekę nad dziećmi, której życie uczuciowe koniecznie chce układać matka wariatka. Męski bohater to młody psychiatra, który mieszka z nadopiekuńczą mamusią (druga wariatka), przez którą miewa stany lękowe i łyka takie ilości leków uspokajających, że w normalnym życiu już dawno by zszedł z tego świata. Oczywiście problem nadopiekuńczej mamusi rozwiązuje się prawie sam w cudowny sposób i następuje happy end. Mam nadzieję, że nie będzie to dla nikogo spoiler, bo od pierwszej strony wiadomo, jak to się skończy. W całej książce nie ma ani jednego zwrotu akcji, który by w jakimś sensie zaskoczył.... Serio.... nuda. A szkoda, bo fabuła miała potencjał. Chociaż trochę urealnić problemy, skomplikować życie bohaterów.... Z obawą sięgałam po drugą książkę z serii... ;)


Druga część serii to "Wierność jest trudna". Bohaterką jest jedna z sióstr bliźniaczek, chociaż jak dla mnie siostry obie są tutaj głównymi bohaterkami. Na szczęście ta pozycja jest lepsza od poprzedniej. Nie powala na łopatki, ale jest lepiej.

Siostry bliźniaczki, różne z wyglądu i charakteru, interesują się jednym i tym samym facetem. Ale on (stety lub niestety) pała sympatią tylko do jednej z nich i to tej, która za kilka tygodni ma stanąć na ślubnym kobiercu. Eliza, główna bohaterka jest mdła i taka idealna, jak jej błękitne lub pudroworóżowe sukienki. Charakteru akcji dodaje wątek wiszącego w powietrzu romansu. W tle jeszcze mamy idealnego narzeczonego.  No i oczywiście pojawia się moja "ulubiona bohaterka" czyli matka wariatka o imieniu Sabina. Szczerze wątpię, żeby takie kobiety faktycznie istniały, ale jeżeli jakimś cudem tak, to szczerze współczuję otoczeniu.  Akcja tej części jest zdecydowanie bardziej wciągająca, aczkolwiek ostatnia scena mnie rozłożyła... Korci mnie, żeby ją tu opisać, ale dobra, nie zrobię tego. W każdym razie skojarzyło mi się z najbardziej kiczowatą amerykańską komedią. Nic na końcu się nie wyjaśnia, więc jest nadzieja, że następna część będzie mocno powiązana z tą....


"Kto by się spodziewał?" to trzecia część.  Faktycznie mamy kontynuację wątków z poprzedniej książki. Początek mnie lekko zniechęcił, a najbardziej scena, w której sprzedawczyni rzuca chlebem w główną bohaterkę Patrycję (druga z bliźniaczek). Scena tak głupia i oderwana od rzeczywistości, że aż przykro. Znowu zawiało lekko tandetną komedią amerykańską, bo chyba tylko tam wpadliby na pomysł, żeby rzucać chlebem ;) Potem główna bohaterka nakarmiła swojego kota pierogiem, co też lekko mnie wkurzyło. No wiadomo, koci wątek zawsze w książce mile widziany, ale jak zawiera głupoty, to włos na głowie mi się jeży.... Nic na to nie poradzę.




Później było na szczęście już tylko lepiej i chyba mogę otwarcie przyznać, że ta część weszła mi najszybciej i dosyć gładko. Książka ma zdecydowanie wakacyjny klimat, ponieważ siostry bliźniaczki wybywają na długie wakacje. A tam wiadomo, zero realnych problemów, trochę jak dziewczynki na obozie.... Dobra, zaczynam się czepiać, ale chyba te książki mnie trochę zmęczyły. Nie lubię za dużo lukru i idealizacji. I superśmiesznej komedii w nich też nie dostrzegam.... Na szczęście matka wariatka w tej części występuje marginalnie, może dlatego książka tak szybko mi weszła.


Idąc za ciosem od razu sięgnęłam po czwartą część "Miłość i inne nieszczęścia". I to był prawdziwy dramat. Przebrnęłam tylko dlatego, że moja wewnętrzna część autystycznej natury nie pozwoliła mi odłożyć tej książki niedokończonej. Już tak mam, że chcę książkę doczytać do końca. No zwłaszcza taką, którą kupiłam ;) Ale serio, ta część to już mnie przeczołgała. Niby główną bohaterką jest Małgorzata, ale jednak matka wariatka Sabina zdominowała fabułę. Dodajmy, że fabuła tak durna, że aż oczy bolały od czytania! Matka postanowiła swojej córce znaleźć partnera, nie przejmując się tym, że ma ona już męża i dwoje dzieci i jest generalnie w tym małżeństwie szczęśliwa.... Serio? Fabuła ciągnie się jak flaki z olejem, w sumie pod koniec podobała mi się scena, kiedy główna bohaterka już nie wytrzymała i nagadała matce wariatce. Moim zdaniem i tak długo wytrzymała ;)
 
 



Trochę nie rozumiem fenomenu tych książek, bo ogólnie mają przychylne i pozytywne recenzje.... Mnie nie śmieszą i chociaż do tej pory bardzo lubiłam obyczajówkę z pewną dozą romansu lub komedii, to ta seria tak skutecznie mnie zmęczyła, że chwilowo na pewno nie sięgnę po ten gatunek. Na półce mam jeszcze kilka książek tej autorki, podobno są dobre.... Sprawdzę, ale za jakiś czas. Teraz muszę sięgnąć po jakieś książki z cięższym kalibrem, bo oszaleję, jak mnie książka emocjonalnie nie sponiewiera ;) I jeszcze jeden wniosek po lekturze powyższych książek... Przeczytam te książki, które mam, które już kupiłam, ale nie zamierzam nabywać tego typu pozycji w wersji papierowej. Szkoda mi miejsca na regale. Ta seria na szczęście znalazła już nowy dom, a sprzedać książki wcale nie jest tak łatwo..ufff ;)



niedziela, 13 września 2020

radość i zabawa

 Witajcie w tę piękną i słoneczną niedzielę! ;)

Dzisiaj przychodzimy do Was z recenzją. Już dawno u nas takiej nie było, więc czas to nadrobić. W piątek cały Koci Instagram obiegła wiadomość, że w Biedronce są zabawki dla kota. No i kocie matki ruszyły na zakupy. W sobotę również i ja postanowiłam spróbować szczęścia i dorwać coś dla moich futrzastych dzieci. Chciałam kupić wersję okrągłą zabawki i faktycznie taką kupiłam. W moim sklepie tylko te były, a w sumie zabawka występowała w czterech różnych wariantach. Oczywiście chwilę biłam się z wątpliwościami czy kupować i czy potrzebny nam kolejny "grat" w domu. Ale wiem jakim kotem jest Ksenia, cena była bardzo atrakcyjna w stosunku do jakości, no i nie jest to zabawka plastikowa. 
 
Więc zadałam sobie sakramentalne pytanie "no dzieciom nie kupisz?" i KUPIŁAM ;)



KITTY - Zabawka interaktywna dla kota:
- radość i zabawa dla Twojego pupila
- zachęca do aktywności i stymuluje kota, zapobiegając nudzie i niepożądanym zachowaniom
- zabawka interaktywna dla kociąt i dorosłych kotów
- wewnątrz obudowy umieszczono dwie kuleczki, które zachęcają do zabawy
- z drugiej strony zabawki znajdują się otwory, w których można umieścić smakołyki

To tyle od producenta.

Zabawka jest zrobiona z MDF. Jest dosyć ciężka i stabilna. Cena to 19.99.



Tak, jak przypuszczałam... to zdecydowanie zabawka dla Kseni ;) Gdyby nie ona, pewnie nie kupiłabym jej, wiedząc, jaki stosunek do takich zabawek ma Witek. Natomiast Ksenia jest bardzo dziecinna i lubi wszelkiego rodzaju zabawki. Strona z kuleczkami i tunelami, to rozrywka zdecydowanie dla niej. Wiecznie uciekająca kulka, to coś, co Ksenia uwielbia. Poza tym ona wie, że coś jest nowe, że tego jeszcze nie było i cieszy się jak dziecko. Takiemu kotkowi warto kupić od czasu do czasu coś nowego.



Na razie uczymy się używać drugiej strony zabawki, która już jest nieco trudniejsza. Kot musi przesunąć otwory tak, aby dostać się do smakołyku. Ksenia jak na razie nie radzi sobie z tym i przysmaki odkrywa drogą przypadku. Ale wierzę, że praktyka sprawi, że zakuma, o co w tym chodzi ;)


Jeśli chodzi o Witka, to jak na razie jest całkowita olewka. Biegające w kółko kulki to zabawa uwłaczająca jego kociej godności. 




Podsumowując już ten wpis. Czy polecam?
Polecam kotom, które lubią takie zabawy. Starszy i dostojny kot może nie być zainteresowany gonieniem małej kulki, a i wydobywanie przysmaków może nie być dla niego atrakcyjne. Ksenia jest kotkiem młodym i dosyć infantylnym, więc dla niej zabawka jest dosyć atrakcyjna. Widzę na Instagramie, że większość kotów aktywizuje się przy tych zabawkach, ale są też takie, co ich kompletnie to nie rusza. Zabawka jest bardzo solidna, jak na produkt w tej cenie. Jest też ładna i estetyczna, więc może leżeć na widoku i nie będzie szpeciła otoczenia. Już od jakiegoś czasu nabrałam przekonania, że zabawki plastikowe, głównie dla dzieci, ale dla kotów także, są brzydkie, krzykliwe i szkodliwe dla naszej planety. Wybierajmy te z drewna, kartonu ;)


poniedziałek, 7 września 2020

idzie jesień?

Czy chcemy, czy nie, jesień nadeszła. Długo się wzbraniałam przed stwierdzeniem tego faktu, bo jak to tak z dnia na dzień skończyło się lato? Ale patrząc na to, co wyprawia pogoda, chyba nie da się temu zaprzeczyć. W sobotę piękne słońce, ciepło... A w niedzielę chłodek i deszcz.... 

 


Ale grunt, to się tym zbytnio nie przejmować i dostosować do aury ;) Więc niedzielę spędziłam pod kocem z książką i kotami. Do tego herbatka, opcjonalnie ciasteczko i można jakoś znieść te niedogodności ;) A mówiąc całkiem serio, nie jest źle. Na szczęście w sobotę zdążyłam umyć jedno okno, więc czuję się zupełnie rozgrzeszona...

 

 

Ostatnio łyknęłam ebooka, najnowszą książkę Natalii Sońskiej "Kochanie, wszystko będzie dobrze". Nie będę się o niej za dużo rozpisywała, cała seria opisana jest TUTAJ.

 

 

To kontynuacja serii Jagodowa Miłość. Była dostępna na woblink.com za 18 zł, więc uważam to za dobrą okazję. Książka w sam raz, żeby przeczytać w deszczową niedzielę. Fabuła niezbyt skomplikowana i jak dla mnie część najsłabsza z wszystkich. Ogólnie seria bardzo mnie wciągnęła, cztery tomy wprost wchłonęłam podczas majowego weekendu. Ta ostatnia to taki polukrowany finał, ale czyta się dobrze i polecam serię, jako lekturę dla relaksu. Idealna wakacyjna lektura, ale na jesienne, deszczowe wieczory też sprawdzi się idealnie!

 


Ogólnie to był fajny weekend lenistwa, a najwierniejszy w tym jest Wituś. Na nim zawsze można polegać. To taki mój mały, rudy cień, który nie odstępuje mnie na krok. Więc kiedy czytam książkę na łóżku, on chyba jest najbardziej zadowolony z takiego rozwiązania. 

 


Natomiast Ksenia nie odstępuje na krok kwiatków. Ale (nie zapeszając) na razie tym dała spokój... Zauważyłam, że najbardziej kręcą ją goździki, więc unikam ich chwilowo ;) Czyż ona nie jest piękna??? Nieustannie się zastanawiam, jakie mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na tego kochanego kotka. Pomimo, że jest młodym i rozbrykanym stworzeniem, jest taka grzeczna i śmieszna. W niedzielę rano znowu obudziłam się z wtulonym, burym futerkiem i to jest takie przyjemne....


Życzymy Wam dobrego, spokojnego tygodnia. Prognozy zapowiadają ładną pogodę, więc trzeba będzie ją wykorzystać na jakieś spacery ;)

czwartek, 3 września 2020

obalamy mity o kotach cz. 6 - kot się nie wita

Kolejnym mitem, z jakim się spotkałam całkiem niedawno, jest przeświadczenie, że kot nie wita się ze swoim opiekunem. Kiedy wspomniałam w rozmowie, jak koty wychodzą na powitanie, moja znajoma była bardzo zaskoczona tym faktem.

Skąd zatem ten mit? Może chodzi o porównanie ekspresji powitania psa i kota. Wiadomo, że pies wita swojego opiekuna w zupełnie inny sposób. Skacze, piszczy, liże, kicha, co jest bardzo widoczną radością i sygnałem pod tytułem "jak się cieszę, że wróciłeś, strasznie za tobą tęskniłem". To, że kot nie skacze z radości po nas, nie oznacza, że nie cieszy go nasz powrót do domu ;)

 

Jak witają mnie moje koty? Zawsze wychodzą na powitanie pod drzwi wejściowe, czasami już na klatce słyszę miauczenie Witka. Kiedy wchodzę do mieszkania Ksenia z podniesionym ogonem ociera się o moje nogi. To jest wyraźny sygnał zadowolenia. Czasami, kiedy wracam do domu, a Ksenia jest na balkonie i przegapi moje przyjście, a usłyszy mój głos, szybko przybiega na przedpokój, żeby się przywitać. Po moim przyjściu chodzą za mną, wchodzą nawet do łazienki ;)


Nie wiem czy tak zachowują się wszystkie koty, ale nawet jeżeli Twój kot nie wychodzi na powitanie Ciebie, nie martw się. To wcale nie oznacza, że Cię nie kocha ;) Ale nie generalizujmy, że koty nie witają swoich opiekunów. Widzę na FB i Instagramie, że wiele kotów wychodzi na powitanie swojego ukochanego człowieka.