sobota, 28 lipca 2018

podsumowanie lipca

Lato w pełni. Oby trwało jak najdłużej! Uwielbiam lato! ;)



A takich mamy codziennie gości na balkonie.


Witek uwielbia siedzieć na balkonie. Obserwuje ptaszki i przy okazji prania popilnuje...


Niestety dokładnie w połowie mojego urlopu pogoda się popsuła i zaczęło lać. Chociaż uważam, że i tak nas oszczędziło, bo było ciepło. Często przy okazji deszczu robi się zimno... Witek wcale nie miał ochoty na balkonowe siedzenie...

Wolał spać


Na szczęście zabudowany balkon gwarantuje suchą głowę nawet podczas ulewy ;)



Witek żadnego kartonu nie pominie


A jak wyrzuciłam karton, oczywiście był koci foch


Taki foch nie trwa długo, bo wieczorem kotek przychodzi na mizianki


Co może kupić ciocia-kociara idąc do dziecka????


Kotek w transporterku ;)


Ostatnio zauważyłam, że blog troszkę obumarł. To znaczy ja piszę dosyć regularnie, ale ruch niewielki. No umówmy się, że wielu blogerów przerzuciło się na Facebooka i Instagrama. Lubię pisać tutaj, media społecznościowe mnie nie "jarają" aż tak. Ale spójrzmy prawdzie w oczy.... Trzeba iść z postępem ;) Na Facebooku jesteśmy już od jakiegoś czasu, ale ostatnio bardziej aktywni. Mamy ponad 1000 lubiących, więc nie jest źle ;) Jak ktoś nie widział to zapraszamy!


W lipcu dołączyliśmy do Instagrama. Także pod nazwą z FB czyli Kocia Brygada. I dopiero wtedy dotarło do nas, jaką ta aplikacja ma moc i zasięg! Po pierwsze obserwują się użytkownicy z całego świata, po drugie ilość "zwierzęcych" kont jest ogromna! W niespełna tydzień zyskaliśmy 70. obserwujących. Nie wiem czy to dużo, ale mnie to zdziwiło. Bo tylu obserwatorów na blogu miałam po trzech latach działalności :D



Jak jesteście użytkownikami Instagrama to zapraszamy. Dzisiaj nawet obczajaliśmy z Witkiem relacje, więc jest szansa na przekaz "na żywo" z życia Witka :D Byłam sceptycznie nastawiona, ale nie powiem, wciąga to ustrojstwo :D

 A na koniec mała zapowiedź śmiesznej sesji.
Matka! Grabisz sobie!!!!

Życzymy Wam udanej drugiej połowy wakacji! Oby pogoda była lepsza ;) Na pewno będzie upał, gdyż wracam do pracy na pełne obroty ;)

środa, 25 lipca 2018

Adka podróżniczka, czyli jak wygodnie transportować pieska

Czy podróżniczka czy wygodna panienka????

Ada jest małym pieskiem, który nie może jednorazowo dużo przejść, poza tym nie lubi chodzić pod blokiem po betonie, bo wtedy smędzi się noga za nogą. Adka lubi nowe tereny, gdzie są nowe zapachy. Aby było ją łatwo przetransportować, wychodzi w specjalnej torbie dla psa

Torba została zakupiona przez Allegro (podobna tutaj). Niestety nie pamiętam u którego sprzedawcy została zakupiona, dlatego podana aukcja jest jedynie orientacyjna, gdyby ktoś był zainteresowany, ale nie jest sprawdzona! Kupując taką torbę musimy się liczyć z kosztem od 40 do 70 złotych, w zależności od rozmiaru. Torba uszyta jest z materiału, można ją prać i występuje w różnych wariantach kolorystycznych. W środku ma krótką linkę z karabinkiem, więc można niesfornego psiaka przypiąć, aby nam nagle nie wyskoczył. Z boku mamy niewielką kieszonkę, można w niej schować przysmaki, jakąś zabawkę lub woreczki.


Ada od pierwszego włożenia do torby była w niej grzeczna. Pamiętam, że w przypadku Zuzi, poprzedniego pekińczyka, proces adaptacji do torby był zdecydowanie dłuższy ;) Adka grzecznie leży w torbie, ale dłuższe noszenie nie jest wygodne i trochę bolą ręce, bo piesek jednak swoje waży ;) Wtedy Adka przesiadła się do plecaka!


Jeśli chodzi o plecak na psa, mamy do wyboru kilka modeli w różnych cenach. Ceny zaczynają się już od 50 zł, oczywiście zależą od wielkości. Zawsze musimy patrzeć na to, czy dany plecak przeznaczony jest na psa o konkretnej wadze! Te najdroższe najczęściej są 3w1 lub 4w1, łączą w sobie kilka funkcji, mają stabilny stelaż i wiele buzerów.

Prezentowany model także został zakupiony na Allegro (podobny tutaj lub tutaj). Podane linki są orientacyjne, nie są to aukcje sprawdzone! Oprócz funkcji plecaka, nosidełko można ciągnąć za teleskopową rączkę, ponieważ jest wyposażone w kółka. 


Pełni także funkcję "fotelika" samochodowego. W środku istnieje możliwość przypięcia pieska, aby nam nie wyskoczył. Przewiewne siatki gwarantują cyrkulację powietrza. Po bokach mamy dodatkowe kieszenie. Kota raczej bym całkowicie zasuwała w tym plecaku, natomiast grzecznego pieska można tylko przypiąć i niech mu łepetyna wystaje ;)


Do plecaka Ada przyzwyczaiła się równie szybko, jak do torby. Początkowo siedziała w nim, ale szybko doszła do wniosku, że lepiej leżeć ;) Teraz z Pańciem mogą chodzić na dłuższe spacerki, a jak piesek zmęczony to hop do plecaczka ;)

W niedzielę Ada pojechała na swoją pierwszą wycieczkę rowerową ;)


Kosz jak znalazł, ten po Witku. Jak Witek w nim jeździł, możecie zobaczyć TUTAJ. I tym razem Ada okazała się grzeczną i spokojną towarzyszką podróży. Najpierw siedziała i się rozglądała, ale szybko doszła do wniosku, że lepiej się leży. Kosz, z tego co pamiętam, został zakupiony w zooplusie, ale widziałam je także na Allegro. Ten jest z przeznaczeniem na kierownicę, ale to się nie sprawdza, no chyba że wieziemy małego kotka wielkości pchły ;) Jak widać na zdjęciu kosz jest przymocowany do bagażnika, aby był stabilny. Widziałam aukcje z koszami typowo przeznaczonymi na bagażnik. Jak się dobrze poszuka, to wszystko jest ;) Jeszcze tylko trzeba dorobić daszek, żeby pieskowi słońce nie grzało i można ruszać na wyprawę po przygody!


Mam nadzieję, że ta niewielka recenzja komuś pomoże, a może sprawi, że będziemy wobec siebie bardziej tolerancyjni? Opis stworzony na podstawie jedynie naszego doświadczenia, nie jest profesjonalny i specjalistyczny, ale... Kto ma zwierzęta, kocha je i chce z nimi spędzać czas, ten zrozumie. A inni, może zamiast się śmiać i kręcić głową, wyjdą z założenia, że "niech każdy robi, co chce". Dlaczego o tym piszę? Bo pamiętam komentarze, kiedy zaczęliśmy z Zuzią wychodzić w torbie. Noszenie psa nie było aż tak częstym zjawiskiem, jak dziś. I te pytania: "Czy on ma chore nóżki?" "Nie? To czemu ją nosicie?" "Fanaberia, w głowach się przewraca, żeby lenia nosić! Niech chodzi!"........ 

Dzisiaj czasy troszkę się zmieniły. Ludzie podróżują z psami, wożą je na rowerach w koszach lub duże psy w przyczepkach. Już nikogo nie dziwi mały piesek w torbie. Ale nadal nie jesteśmy narodem tolerancyjnym i nie chodzi tylko o podejście do zwierząt, ale nie mam tyle miejsca, żeby napisać wszystko o czym teraz pomyślałam... ;) Jeszcze daleko nam do tego "cywilizowanego zachodu" gdzie każdy robi co mu w duszy gra, a innym nic do tego. 

Co mi się marzy i może kiedyś będzie normalne, a nie wytykane palcami:


W tym miejscu polecam Wam obserwować PIKSELOWE LOVE na Facebooku. Strona pekińczyka Pikselka, który jest sparaliżowany z powodu dyskopatii. Porusza się na specjalnym wózeczku inwalidzkim, a na długie wycieczki jest zabierany w wózku. Pani Honorata, która się nim opiekuje, robi taki kawał dobrej roboty, że brak mi słów. A doniesieniami z życia Piksela udowadnia, że paraliż to nie wyrok! Zobaczcie najweselszego pekińczyka w Polsce, a może i na całym świecie ;)

Adka Was serdecznie pozdrawia ;)


sobota, 21 lipca 2018

żwirkowe rozczarowanie

Jak już kiedyś pisałam na blogu, używamy żwirku firmy Cat's Best. Do tanich nie należy, ale jestem z niego zadowolona. Dodatkowo używam wersji dla kotów długowłosych Nature Gold, chociaż Witek do długowłosych nie należy, to jednak żwirek sprawdzał mi się świetnie, mało się nosił po mieszkaniu.

Obszerną recenzję żwirku znajdziecie tutaj

zdjęcie pochodzi ze strony zooplus.pl
Niestety kilka miesięcy temu firma zmieniła szatę graficzną opakowania. Piszę niestety, ponieważ jak się okazało zawartość torby także jest inna!!! Dodam, że gorsza!!!! Nie wiem w jakim celu zostało to zmienione, ale jestem bardzo zła. Człowiek kupuje produkt, który dobrze zna, na którym może polegać, a tu taki numer! Nowy żwirek jest dużo drobniejszy od swojego poprzednika, przez co roznosi się niemiłosiernie po mieszkaniu. On jest nawet drobniejszy od standardowego EcoPlus. 

Jestem ogromnie rozczarowana tym faktem. Czuję się przez firmę oszukana, więc nie omieszkałam napisać do producenta. Niestety nie doczekałam się odpowiedzi.

Co śmieszniejsze, za drugim razem, kiedy zamówiłam żwirek, był dużo lepszy! Nie wiem od czego to zależy, ale nie podoba mi się, że jakość produktu jest losowa. Cena jakoś zawsze jest taka sama. I chociaż nie lubię eksperymentów na kocie jeśli chodzi o żwirek, to chyba pierwszy raz zaryzykuję i przetestuję coś nowego. Mam nadzieję, że nie zestresuje to za bardzo Pana Kota :D

Ten wyraz mordki: Zamierzasz mnie poddawać eksperymentom? Nie wyrażam zgody!!!!!

środa, 18 lipca 2018

szczotka za 2 złote

Takie kwiatki! A raczej szczotki ;) za całe 1,99 PLN! 
Gdzie?
W Pepco ;)

Za 2 złote można przetestować. Chociaż podejrzewałam, jaki stosunek do szczotki będzie miał Pan Witek. On za czesaniem zdecydowanie nie przepada...



Szczotka jest duża i solidna. Ja wybrałam biało- różową, ale była jeszcze zielona ;) Normalna cena 7,99. Szczotka jest cała sylikonowa, więc bardziej nadaje się do masażu niż czesania. Raczej do długiej sierści odpada.

Przed czesaniem lepiej dobrze się schować...




Co tu dużo pisać, do szczotki podeszłam raczej sceptycznie, ale za takie pieniądze kupiłam jako ciekawostkę. Jednak po kilku użyciach, doszłam do wniosku, że nie jest to głupia szczotka. Początkowo może się wydawać, że nie czesze i chyba tak faktycznie jest. Jak napisałam wcześniej, szczotka bardziej masuje niż czesze, ale o dziwo wyczesuje trochę sierści. Sierść nie zostaje na szczotce, tylko raczej na kocie, albo obok. Na tej samej zasadzie działa gumowa szczotka do czyszczenia dywanów i tapicerek, o której pisałam TUTAJ


Szczotka nie drapie i na pewno nie zrobimy kotu nią krzywdy. A kot, jakby nie do końca się kapnął, że jest czesany ;)


Wykorzystaliśmy dobry humor kotka podczas zabawy i udało się urwisa troszkę poczesać.


Momentami nawet mu się podobało, zwłaszcza smyranie bocznymi wypustkami szczotki pod brodą ;)


Wygląda na to, że szczotka będzie częściej w użyciu ;)


Aktualnie szczotkę testuje moja mama na Tosi i Dyziu.

Na koniec mamy jeszcze film z tego testu!                            
                                 


                                          

niedziela, 15 lipca 2018

kocia sobota

Za mną znowu pracowita sobota. Pomagałem w myciu okien. To już taka nasza tradycja ;)


 Pomagałem w porządkach. Pudła i wszędobylski rozgardiasz to moje klimaty.



No nie powiem, trochę się zmęczyłem


Podobno jestem gruby. Od razu Matka może powiedzieć, że jest zazdrosna o to, jaki jestem słodki i puszysty!


Matka sprawdzała moją reakcję na banana. Naoglądała się filmików w sieci, że koty boją się ogórków i bananów. Więc jej udowodniłem, że ja niczego się nie boję! ;)


Nie! Nie będę żarł żadnych owoców ani warzyw!!! Chcę moje chrupki!!!!


Tak! Właśnie tak będę leżał! I nie mów mi, jak mam spać. Nie mów mi, jak mam żyć! Nie jesteś moją prawdziwą matką!


A dzisiaj rodzice poszli na mecz, podobno jakiś finał czy coś...nie znam się. W każdym razie wyczułem, że mnie z innymi kotami zdradzali!





I psa jeszcze wyczułem!

 
 Życzymy Wam udanego tygodnia ;)

piątek, 13 lipca 2018

czytanie z kotem (8)

Dzisiaj przychodzę do Was z dosyć ciekawą pozycją książkową. Kupiłam tę książkę bardzo przypadkowo, będąc na zakupach w Carrefourze. Swoją drogą można tam znaleźć niezłe tytuły za małe pieniądze ;)

A mowa o książce Luke'a Gamble "WET. Moi wspaniali dzicy przyjaciele". 


Luke Gamble jest brytyjskim weterynarzem, autorem programów telewizyjnych i pisarzem. W 2003 roku założył fundację Worldwide Veterinary Service, która wspiera organizacje pomagające zwierzętom na całym świecie.


W książce opisane są początki pracy zawodowej Luka jako weterynarza. Po studiach zaczyna pracować w lecznicy i nagle spotyka się z przypadkami, o których czytał jedynie w podręcznikach. Zajmuje się dużymi zwierzętami, co też nie należy do najłatwiejszych zadań. Opisane są też zmagania z opiekunami zwierząt, którzy czasami są bardziej problematyczni niż ich podopieczni. Chociaż w książce mamy opisanych wiele ciekawych i śmiesznych sytuacji w sposób bardzo zabawny, to tak naprawdę niejednokrotnie autor porusza ważne i trudne sprawy. Opisana jest również droga, jaką pokonuje, aby utworzyć fundację. Możemy zobaczyć jak stworzył tę ideę i jak dążył do jej realizacji.

Więcej informacji znajdziecie na stronie lukegamble.com.

Niestety nie posiadam telewizji kablowej, ale na kanale Animal Planet jest bądź był emitowany program "Weterynarze bez granic" z udziałem Luke'a. Także na You Tube znajdziecie różne filmiki ukazujące jego pracę.


Książka jest debiutem pisarskim autora. Jest jej kontynuacja, więc jak tylko nadarzy się okazja, pewnie ją przeczytam ;)

Książkę czytało mi się dobrze i szybko. Akcja wciąga, a humorystyczne opisy czynią czytanie bardzo przyjemnym. Chociaż w wielu momentach można się wzruszyć to i tak książka, moim zdaniem, jest mocno relaksująca i w sam raz na czas urlopowo-wakacyjny ;) 


"Z ciężkim westchnieniem odsunąłem na bok wszystkie myśli o swojej garderobie i skupiłem uwagę na wybałuszonym oku Thomasa - wyglądało, jakby jeszcze się powiększyło. Nie było innego wyjścia; trzeba je będzie usunąć. Rzuciłem okiem na gruby podręcznik chirurgii, który leżał otwarty z boku. Zabieg wydawał się dość prosty, a w końcu nie miała to być moja pierwsza operacja. Raz usunąłem kotu jądra - to nie może się bardzo od tego różnić."

Z książki możemy dowiedzieć się, jak wyglądała epidemia pryszczycy, która miała miejsce w 2001 roku na Wyspach Brytyjskich. Wydarzenie to było bardzo ciężkie dla hodowców bydła, ale także dla weterynarzy, którzy zostali zaangażowani w walkę z epidemią. TUTAJ notatka na temat epidemii.

"(...) Jeszcze przed rozpoczęciem badania wiedziałem, że mamy kłopoty. Groza sytuacji uderzyła mnie jak obuchem, kiedy stwierdziłem u zwierzęcia bardzo wysoką gorączkę, a potem otworzyłem mu pysk. W środku nie było właściwie wrzodów; cały język wyglądał, jakby liniał. Dziąsła były pokryte pęcherzami niczym grzybem. (...) Usypiałem domowe zwierzęta w rozdzierających serce sytuacjach, zwierzęta, które kochano jak dzieci - ale zawsze wiedziałem, że to dla nich najlepsze wyjście, i zawsze było to tylko jedno zwierzę (...) Nie mogłem z podniesioną głową mówić im, że wszystko będzie dobrze - bo wiedziałem, że nie będzie (...) To do mnie należało teraz puszczenie w ruch całej machiny. To do mnie należała decyzja o rozpoczęciu zabijania. (...) Nie pamiętam pierwszego strzału, jaki padł tego wieczora. Pamiętam pierwszy strzał następnego ranka, bo po dwóch godzinach snu wróciłem na farmę i kontynuowaliśmy ubój (...) Całymi latami uczyłem się, jak leczyć i przedłużać życie; odbieranie go było pojęciem mi obcym."

Polecam szczerze tę pozycję. Można się pośmiać, ale także wzruszyć. Warto zobaczyć pracę weterynarzy od tej drugiej strony. No i te liczne przygody Luke'a! Był w tak egzotycznych miejscach.... ale o tym Wam już nie napiszę, bo gdyby ktoś się zdecydował przeczytać książkę, to przecież nie może o wszystkim dowiedzieć się ode mnie ;)

"Wyciągnąłem się na kanapie. Leuwen ciągle obwąchiwał mi stopy. Fascynowały go, odkąd wróciłem. Niektóre psy potrafią wywęszyć raka, guzy, schorzenie wątroby, a  mój - fakt, że mam śmierdzące stopy." 

 
Aktualnie na stronie bonito.pl książka ta jest przeceniona -59%, została jedna pozycja, więc może ktoś z Was skorzysta....  ;)