Koty już od 7:30 zostały zamknięte w pokoju. Zabezpieczanie podłogi gazetami było z nimi niemożliwe, bo to przecież super zabawa! I jak tu wytrzymać zamkniętym w jednym pokoju, kiedy w reszcie mieszkania coś się dzieje?? I to się dzieje bez ich działu!!! Skandal!
Jakoś trzeba było zabijać czas, więc Witek skupił się na dokuczaniu Tosi. Biedna nie miała gdzie uciekać i doszło do łapoczynów. Zrobiłam na łóżku, w pościeli, budę dla Królewny. Tosia od razu wiedziała, że to dla niej i zajęła strategiczną pozycję. Fajnie, ciasno, ciemno i na pozór bezpiecznie. Zostaję!!!
Witek natomiast skupił się na forsowaniu drzwi. Trzeba w życiu mieć jakiś cel, więc celem Witka było wydostanie się z pokoju. Wisiał na klamce namiętnie i był bardzo zdziwiony, że drzwi nie ustępują. Ha ha właśnie przypomniała mi się ze szkoły fraszka Kochanowskiego " O DOKTORZE HISZPANIE".
.....
"Puszczaj, doktorze, towarzyszu miły!
Doktor nie puścił, ale drzwi puściły"
........
Tak więc drzwi Witka nie puściły, bo na klucz zamknięte były ;)
W tym czasie Dyziu.....wylegiwał się na drapaku i nie rozumiał o co ten hałas! Podniósł senną głowę i zobaczył.....budę!!!!
Więc od tej pory obaj faceci mieli w swoim życiu cel. Witek - wydostać się z pokoju, Dyziek - wykurzyć z budy Tosię. A Tosia się zabarykadowała i nie miała zamiaru nikogo do budy wpuszczać. Jej i koniec.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, weszło dwóch panów. Panowie bardzo głośno mówili, a za chwilę zaczęli krzyczeć, chyba do pana, który znajdował się gdzieś po drugiej stronie komina...nie wiem. "Ej, Robert!!! Przepychamy!!! W tym momencie Tosia uciekła pod łózko. Widocznie buda nie dawała wystarczającego bezpieczeństwa. Nowa, nie wiadomo czego się po niej spodziewać. Pozycja pod łóżkiem jest już znajoma i jak do tej pory w kryzysowych sytuacjach dawała radę, bo kot żyje po dziś dzień ;)
No więc Dyziek z błogim wyrazem na morduni zajął budę! Ale się trafiło! Buda oddana bez walki! Czego chcieć więcej???
Witek usłyszawszy panów postanowił zintensyfikować próby wyjścia z pokoju. Widocznie stwierdził, że w łazience odbywają się niezwykle interesujące rzeczy. I w tym momencie wkroczył mój tata i rzekł: "puść kota, niech sobie zobaczy". No właśnie dlatego się obawiałam zostawiać koty :) Podejście mężczyzny: "przecież mu się nic nie stanie, niech sobie powącha". I wbrew pozorom Witek wcale nie wyszedł z pokoju na "bojnych" nogach. Dziarsko kroczył w stronę łazienki, ominął panów i ruszył do otwartego okna w kuchni. Nie spodziewawszy się takiego dzielnego zachowania, mój tata ruszył po kota ;) No i Witek znowu wylądował w więzieniu.
Kiedy panowie na chwilę wyszli, Witek znowu został wypuszczony. Razem z nim na wizję lokalną wyszła Tosia (!!!). Witek kroczył dziarsko, Tosia na krótkich nóżkach, powoli wszystko obwąchiwała.
Wyglądali jak inspektorzy budowlani ;)
Nagle do mieszkania, bez żadnej zapowiedzi, wkroczyli "fachmeni". Tego to się koty nie spodziewały! Ale ich reakcja była bardzo różna. Tośka na ułamek sekundy zamarła, po czym jednym susem udała się do pokoju. Natomiast Witek zamarł i chyba rozważał myknięcie panom między nogami, w celu udania się na wycieczkę krajoznawczą po klatce. Pan postawił wielkie wiadro przed Witkiem i to chyba zadecydowało, że Rudas postanowił jednak udać się do pokoju.
Tosia poszła spać na hamak. Takie wrażenia to nie dla niej! Natomiast Dyziu w najlepsze spał na drapaku. Jak się nie wie, co się dzieje, to najlepiej to przespać.
Witek wstąpił jeszcze do kuwety odreagować stres szybką kupką (bo jak mamy siedzieć tyle godzin w hałasie, to przecież w smrodzie też możemy, co za różnica). I ululał się w prowizorycznej budzie. A ja mogłam iść do pracy ;)
co za histora...:)
OdpowiedzUsuńdobrze ze juz po wszystkim:P
:)
UsuńO matko , ale się działo :-)))
OdpowiedzUsuńDla kotów to naprawdę było całe przedstawienie bardzo zajmujące :-)
Niby parę godzin roboty, a takie wydarzenie dla kociastych ;)
UsuńNo to koty miały rzeczywiście nie lada atrakcje :) :)
OdpowiedzUsuńdobrze, że już po wszystkim!
oj tak, dobrze ;)
UsuńCiekawe rzeczy się u was dzieją hehe .....
OdpowiedzUsuńKoty mimo wszystko mają przygody, a remont szybko minie .....
Tyle ich przygód, mimo że domowe :P
UsuńNo to się działo, ale przygody :-) Dobrze, że kotki wszystko przetrwały. Z tego co piszesz Dyzio wyznaje podejście stoickie do życia ;-)
OdpowiedzUsuńTak, Dyziek ma takie podejście do wszystkiego :D
UsuńPrawdziwa kocia przygoda ;))
OdpowiedzUsuńNo właśnie wielka kocia przygoda:) Ale odważne są i nawet remont przeżyją:)
OdpowiedzUsuńTak, przeżyły i wszystko wróciło do normy ;)
Usuńbo koty są odważne i zawsze dadzą radę! :)
OdpowiedzUsuńOczywiście ;)
UsuńOpisujesz to tak wspaniale , ze caly czas sie na glos smieje sama do siebie Anna
OdpowiedzUsuńBo koty są momentami bardzo śmieszne ;)
Usuń