Nasi stali Czytelnicy dobrze wiedzą, że Witek to mały uciekinier. Zawsze jednak ucieka na moich oczach i przeważnie boso biegam za nim po klatce. Dzisiaj było inaczej. Witek uciekł mojej mamie niezauważony....
Ostatnio, przyznaję się bez bicia, poświęcam mu mało czasu. Nie mam czasu na mizianki. Remont to masa zakupów i pracy, ciągle mnie nie ma. Chwilowo znowu mieszkamy u rodziców, co wydawało mi się korzystne dla Witka, bo ma towarzystwo kotów i mojej mamy. Ale nie wiem co siedzi w kociej głowie. Mogę się domyślać, że Witek czuje się porzucony i oddany z powrotem mojej mamie? I ucieka, myśląc, że jestem w poprzednim mieszkaniu, bez niego.
Wieczorem telefon od mamy:
-Nie ma Witka!
-Jak to nie ma? Na pewno gdzieś śpi schowany.
-No nie ma! Szuram jedzeniem, a on nie przybiega.
-Na pewno gdzieś jest
-Ktoś puka do drzwi (urwane połączenie)
Czekam..... czekam..........
- Znalazł się! Sąsiadka go przyniosła!
-Jak to sąsiadka go przyniosła?
- No musiał uciec, jak W. wychodził, a ja nie zauważyłam. Pobiegł na piąte piętro i dobijał się do sąsiadki do drzwi. Skakał po jej klamce.
Prawdopodobnie było tak, że Witek dał nogę i biegł pod drzwi naszego mieszkania. Jednak ta część klatki bywa zamknięta za dodatkowymi drzwiami, więc zaczął biec schodami w górę. Dobiegł na ostatnie, piąte piętro i stracił orientację. Skakał po klamce sąsiadki, która mieszka w naszym pionie, więc może coś mu się kojarzyło, że wraca do dobrych drzwi. Miał szczęście, że trafił na kociarę. Sąsiadka wiedziała, że to nasz kot, więc wzięła dziada na ręce i przyniosła. Znowu Witek miał więcej szczęścia niż rozumu..... Nie mam siły do tego małego uciekiniera!!!! Jakby pobiegł na dół, teraz pewnie szukałabym go po osiedlu.... Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać!
Byłam na niego zła! Bardzo zła. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że miałby zginąć. No ale jak patrzę na to śpiące, rude futerko i ten różowy, lekko piegowaty nosek, cała złość mi przechodzi. Mam nadzieję, że całe to szaleństwo minie, a Witek odzyska swój spokój i znowu będzie moim kochanym, miziastym i rozmruczanym kotkiem. Bo chwilowo jest chyba na mnie obrażony, ze znowu mieszka z Dyziem i Tosią.....
Jaki mądry, chciał otworzyć drzwi :)
OdpowiedzUsuńWolałabym, żeby inaczej wykorzystywał tą swoją mądrość ;)
UsuńWituniu, nie rob tego swojej Pańci.
OdpowiedzUsuńAlbert nam w tym roku zaginąl. zawieruszył się u sąsiada na strychu. nie było go całą noc...co ja sie napłakałam to tylko moje.....
Znam to uczucie. Też kiedyś zginął mi kot, nie było go 24 godziny, to były dla mnie bardzo ciężkie i długie 24 godziny....
UsuńTrudna sytuacja, też bym się zdenerwowała.
OdpowiedzUsuńAle on po prostu nie rozumie co się dzieje...
On po prostu lubi przygody i chociaż pilnuje się go jak nikogo, to i tak znajdzie okazję....
UsuńWituś się na pewno boi i czuje się zagubiony. Nie ma swojego kącika i nie wie dlaczego.
OdpowiedzUsuńOby szybko sie ten remont skonczył.
Też mam nadzieję, że szybko będzie normalnie, bo to naprawdę bardzo kochany przeze mnie kotek i chciałabym, żeby to czuł :)
UsuńPewnie tęskni i szuka Ciebie. Ale remont szybko się skończy, niebawem znowu wróci wszystko na swoje miejsce i jakoś mu to wynagrodzicie.. :) A teraz biedak pewnie zagubiony :(
OdpowiedzUsuńZagubiony :( a kiedy wracam jest obrażony i się nie przytula :(
UsuńMoże jest troszkę obrażony, ale jest też zdezorientowany i zagubiony. Potrzebuje duuuzo mizianek i przytulanek, a przede wszystkim uwagi. Trzeba do niego mówic patrzac w oczka łagodnym spokojnym kojacym głosem. Mądrzę się zapewne, ale to przerabiałam dwa lata temu. Moje dwa łobuziaki przez dwa tygodnie siedziały zamkniete w łazience bo nie miałam do kogo ich wysłac (musze o tym kiedys napisac) . Strasznie mi ich było zal , Pysia płakała całymi godzinami.... Wieczorami ich wypuszczałam na "obcy zagruzowany teren" i mizialam, gadałam do nich .... Ktos by pomyslał WARIATKA, ale ja mysle ze o psychike kocią tez trzeba dbać ... Witus daj sie miziać i żal się swojej Pańci jak Ci źle ...
OdpowiedzUsuńSzybkiego końca remontu zyczymy ....... :-)
Już przychodzi się przytulać, więc miziam dużo i mówię do niego. masz rację, kocia psychika jest bardzo delikatna i trzeba o nią zadbać
Usuńoj to musiałaś się wystraszyć! dobrze, że Wituś nie uciekł na dół...
OdpowiedzUsuńswoją drogą musi być zdezorientowany tą przeprowadzką. Życzę, aby remont szybko się skończył!
Wituś już troszkę spokojniejszy i nawet na klatkę się nie wybiera, chyba się przestraszył
UsuńTo trochę taka przygoda, jak z naszą Sonią. Ale nasza sąsiadka nie była taka fajna. Nerwów przy tym było mnóstwo, bo pani myślała, że Sonia zaginęła, a to pani Jadzia ją zgarnęła do mieszkania z klatki schodowej, na którą Sonia uciekła przez uchylone na chwilę drzwi. A potem pani Jadzia ją przetrzymywała, chociaż Pani obeszła wszystkich sąsiadów i porozlepiała ogłoszenia w bloku i na całym osiedlu, więc wiedziała, że Pani szuka Soni. I trzymała ją aż do momentu aż Sonia zjadła jej palmę wielkanocną i zasikała sofę, co przekonało panią Jadzię, że trzymanie kotka nie jest tylko przyjemnością, bo na przykład trzeba mieć kuwetę. I podrzuciła ją pod nasze drzwi, zamiast zapukać. Na szczęście Sonia głośno miauczała i ją usłyszeliśmy. A na dodatek chciała od Pani odszkodowania za tę sofę, ale pani się tylko popukała w głowę, zrobiła szybką awanturę i przestała się pani Jadzi kłaniać.
OdpowiedzUsuńo rany! Ale historia.... No zrobiłabym dokładnie tak samo jak Wasza Pańcia!
Usuń