sobota, 15 marca 2014

cały dzień jeździmy do lekarza

Ani trochę nie przesadziłem z tym tytułem. Cały piątek, z małymi przerwami, spędziłem w lecznicy
  
Rano pojechaliśmy do lekarza. Miałem pecha i trafiłem na Pana Doktora, a on się z kotami nie certoli. Od razu pozbawił mnie pazurków, potem futerka na brzuchu. Następnie przewrócił brzuchem do góry i pokazał Pańci chwyt, którym ma mnie trzymać. Fajnie nie było. Potem mnie wymazał zimnym mazidłem po brzuchu, tak więc miałem sporo do mycia po powrocie do domu. Nawet nie drgnąłem! Przyznam Wam się w tajemnicy, że ja się trochę boję facetów, dlatego jestem taki grzeczny przy Doktorze. Lepiej z takim nie zaczynać. No ale na tym śmiesznym monitorze Pan Doktor zauważył, że mam w pęcherzu za mało moczu do badania. Co to oznacza? Ano tylko tyle, że mnie nie męczył igłą i że musieliśmy pojechać jeszcze raz.
Pańcia jest cwana, bo ma dzień wolnego, to się tak nade mną znęca. Całe do południa nie dostałem ani jednej chrupki. Poza tym łaziła za mną po całym mieszkaniu. Jakaś nawiedzona..... Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że mogłem pić z gara zostawionego w zlewie. Normalnie mnie gonią i nie pozwalają, a dzisiaj to mi jeszcze specjalnie świeżej wody nalała. Szczerze mówiąc taka lekko brudna jest lepsza, ale już nie będę wybrzydzał.
W południe Pańcia jeszcze raz mnie zapakowała i zawiozła do lecznicy. W poczekalni była tylko piękna, ruda kotka z lekko dłuższym włosem. Ładna! W innych okolicznościach mógłbym ją pobajerować, ale wiecie...jak się ma w perspektywie badanie, to jakoś odchodzi ochota. Zaraz po rudej ja wchodziłem. I znowu to samo, odwracanie brzuchem do góry, trzymanie za łapki i mazianie zimnym czymś. I znowu Pan Doktor orzekł, że za mało tego moczu. Kolejny nawiedzony? Po co mu mój mocz ja się pytam? Mój, to mój. Mnie tyle wystarcza! Nie będę się tłumaczył z ilości posiadanego moczu. Nawiedzeni jacyś ci ludzie....Doktorowa zbiera krew, Doktor mocz i pazury...strach pomyśleć co kolekcjonuje Pani Recepcjonistka???
Kolejna nawiedzona to moja Pańcia we własnej osobie. Bo na pytanie Doktora, czy możemy przyjechać jeszcze raz, zamiast odpowiedzieć, że nie, że kotek już zmęczony i za długo głodny...ona, że oczywiście, przyjedziemy. No to niech jedzie i swoje siki oddaje. Ja po drodze uciekam!
Oczywiście nie uciekłem, bo Pańcia za dobrze pilnuje. Po pierwsze nie pozwoliła zwiać z transporterka, jednocześnie prowadząc....skubana! Po drugie okna w aucie pozamykane....no nie dało się czmychnąć.
Całe popołudnie mnie ta moja Pańcia pilnowała i nie pozwoliła zbliżyć się do kuwety. Nie rozumiem jej!!! Normalnie, jak się nie wysikam do kuwety, to krzyczy. A dzisiaj mnie zabiera od kuwety. Czy ktoś to pojmuje??? A jak bym chciał kupę to co? Też nie mogę???? Może też mam oddać jakiemuś kolekcjonerowi???? Ale jej nagadałem, jak mnie tak od tej kuwety zabierała. W końcu się poddałem, bo ile można walczyć z nawiedzoną? Nie daje jeść, sikać nie wolno.... Poszedłem spać. Sytuacje trudne najlepiej przespać. Oczywiście jak próbowała cichaczem zjeść obiad to wstałem. O nie! To ja głoduję od dziewiętnastu godzin, a ona obiad będzie jadła? NO WAY!!!!!!!!  

O 18:00 pojechaliśmy po raz trzeci. Tym razem mazidłem po brzuchu smarowała mnie Pani Doktor i znowu nic nie zobaczyła. Ja nie wiem co z tymi człowiekami. Jak nic nie widzą, to może powinni zainwestować w okulary? No i zaordynowali mi podskórnie glukozę. O nie! Nie pozwoliłem! Szarpnąłem się i glukoza sobie leciała ale na stół a nie pod moją skórę. Wykorzystałem fakt, że glukozy pilnowała Pani Praktykantka, która nie bardzo wiedziała jak sobie ze mną poradzić. Niestety, przyszła Pani Doktor i ponownie wkuła mi glukozę. Z tymi Doktorami to jednak nie ma żartów. Czekałem w poczekalni, aż glukoza zacznie działać. A w poczekalni same przerośnięte i szczekające szczeniaki. Ale się nafuczałem! No i poszedłem raz jeszcze do gabinetu i jeszcze raz znosiłem mazianie po brzuchu....że im się to męczenie mnie nie znudziło..... Mnie się trochę znudziło, to nawet się nie wyrywałem. No, w końcu Pani Doktor stwierdziła, ze jest co pobrać. Widocznie ten mój mocz jakiś cenny, skoro tacy wytrwali.... I dostałem jakiś zastrzyk w tyłek. Tak nagle, że nie zdążyłem zaprotestować. Ten Pan Doktor to ma podejście! Już miałem wyjść znowu do poczekalni, ale Pan Doktor zawrócił nas do drugiego gabinetu, żebym tam czekał. Tylko nie wiedziałem na co mam czekać. W każdym razie Pan Doktor chyba się bał, że jak się psami zestresuję, to siknę z nerwów, a to podobno było niewskazane. Jak czekałem, niedobrze mi się zrobiło i głowa zaczęła mi ciążyć. Jedyne co jeszcze pamiętam, to że przywieźli małego kotka potrąconego przez samochód. Potem czarna dziura i znalazłem się w domu, wszystko wirowało i nie mogłem utrzymać pionu. Pańcia mi opowiadała, że Pan Doktor igłą mi brzuszek kłuł, ale na szczęście ja tego nie kojarzę.

No sami widzicie ile się działo i to jednego dnia! Strasznie dużo jak na małego kotka! Szybko zasnąłem w ramionach Pańci i nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.




23 komentarze:

  1. Bidulku - strasznie Cię wymęczyli. Życzę ci dużo zdrówka.
    Twoja Pani pewnie się bardzo martwi - współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Pańcia zmartwiona, ale jest dobrej myśli

      Usuń
  2. Taka jest cena sławy, wszyscy zbierają po Tobie mocz i kupony... Pan Doktor na pewno jest prezesem Twojego fan klubu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ten sposób na to nie patrzyłem, faktycznie może tak być...a ja za darmo oddałem...ba nawet Pańcia zapłaciła za te moje cenne siki....

      Usuń
    2. Nie znasz się na interesach, brachu ;)

      Usuń
  3. Jejku, prawie na kazdym blogu chory kotek.
    Witusiu .... co się dzieje kochany koteczku ?
    Musisz być zdrowiutki !!!!
    Pańcia tez niech si e trzyma ....
    Kciuki za zdrówko trzymam nadal MOCNO :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, kotki chorują, ale wszyscy będziemy zdrowi ;)

      Usuń
  4. Biedaczku :( no wymęczyli koteczka strasznie...całe szczęście, że nie pamiętasz wszystkiego :) Jedyna nadzieja, że jak już pan doktor wziął sobie te siuśki to się odczepi (czyli, że wyniki będą dobre!!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedaczek.. :( Wituś to wszystko dla Twojego zdrowia, trzymam kciuki żeby wyniki były dobre i żebyś więcej takich historii nie musiał przeżywać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie,jakiś niedobry czas dla kociej zdrowotności-oby wszystko było dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wygląda na jakąś poważniejszą sprawę... trzymam kciuki mocno - Wituś nie poddawaj się! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa na tyle poważna, że do końca nie wiadomo co mi jest

      Usuń
    2. Hymmm, to może nic strasznego?...

      Usuń
  8. Witusiu, masz dar opowiadania i wieeelkie poczucie humoru mimo całej sytuacji:-) zdrówka Tobie życzę pozdrów Pancię, Agnieszka Marczuk

    OdpowiedzUsuń
  9. zdrowka kochany!
    a pancia niech nas informuje co i jak

    OdpowiedzUsuń
  10. och biedactwo :* tyle się nacierpiał :* zdrówka życzę i trzymamy kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  11. Witusiu ale co ci dolega ? Martwimy się :((
    Kciuki i pazurki trzymamy za zdrówko !

    OdpowiedzUsuń