środa, 23 listopada 2016

nie dam się ocenzurować

No wreszcie się do komputera dorwałem!!! Dawno nie pisałem, bo Pańcia oblega kompa cały czas. A swojego się jeszcze nie dorobiłem, całe kieszonkowe przeznaczam na chrupki!

Tak czatowałem na możliwość napisania posta:



Tak dawno nie pisałem, że nawet nie wiem od czego zacząć! Pańcia otrzymała sygnały, że niektórzy Czytelnicy lubią moje pisanie! Przecież to jest powszechnie wiadome, że ja piszę lepiej od Elżbiety. Podobno mam jej nie nazywać Matką, bo się ludzie gorszą! Po jej ostatnich nieprzyjemnych zajściach, to ja nawet wiem kogo to gorszy! Tego co zupełnie nie zna kociej natury....

A wiecie jaka jest kocia natura??? My jesteśmy INDYWIDUALISTAMI, ODWAŻNIAKAMI, SPRYCIARZAMI i generalnie we wszystkim SAMI dajemy sobie radę. Teoretycznie. Bo w praktyce jesteśmy puchatymi koteckami, które kochają swoje LUDZKIE MAMY. I kiedy taka mama jest w pobliżu, to odzywają się w nas pierwotne instynkty, zachowujemy się jak małe kociątka. Bo to nasza ludzka mama, którą kochamy nad życie.

Przynajmniej ja tą moją ludzką mamę kocham, jak nie wiem co. I wybaczam jej, że mnie głodzi, że testuje na mnie jakieś zdrowe jedzenie, że nie pozwala pobiegać po klatce, o podwórku nawet nie wspomnę. Czy to nie jest miłość? Ja ją z tej ogromnej miłości nawet dziabnę raz na jakiś czas. Żeby wiedziała, jak ją kocham. Mówić po ludzku nie umiem, po kociemu gadam sporo, ale ludzie średnio łapią języki obce, więc jak inaczej wyrazić swą miłość? Trzeba dziabnąć i od razu człowiek wie, że jest kochany. Zwłaszcza mama to wie, bo Duży chyba lepiej rozumie moje kocie gadanie niż gesty niewerbalne. Z nim to sobie lubię pogadać. Duży lubi zagadywać, bo ja zawsze odpowiadam....   

Matka ciągle wstawia jakieś zdjęcia bez konsultacji ze mną. A to jak jem, jak rozbiłem miskę albo jaki jestem zapracowany.  Nie ma żadnych zdjęć pokazujących, jaki ja rozkoszny jestem!!! 


Jak już jestem przy klawiaturze, to wyjaśnię sprawę z miską. Bo Matka się oczywiście nie przyznała, że się do rozbicia miski mocno przysłużyła.... Otóż spałem sobie smacznie w kartonowym łóżeczku, obok miski, kiedy to Matka, zwana Elżbietą, przechodziła koło mnie i coś niosła, wykonała tym czymś dziwny ruch i mocno się przestraszyłem. W te pędy zerwałem się do ucieczki, bo przecież wiadomo, że matki nieobliczalne bywają. A że łóżeczko lekko tyrpnęło w miskę, która z wrażenia się rozpadła, to sami widzicie, że nie moja wina. I weź tu wierz Elżbiecie!!! Będzie się zasłaniała fikcją literacką, która podobno w blogowaniu jest dozwolona.... Hmmmm tylko czemu ta fikcja zawsze czyni mnie niedojdą??? Może by tak coś sfiksowała, że miewam przygody niczym Kot w Butach? A nie takie oczernianie?

To ja też fikcję literacką uczynię i powiem Wam, że ostatnio w telewizji występowałem. W zacnej roli ;)

Tak, Matka! Paczaj i czytaj!!! I chociażbyś cenzurę nakładała i usta zamykała, ja nie będę milczał. Będę pisał! Niech Czytelnicy znają prawdę!




                                                                                            Wasz Witek

6 komentarzy:

  1. Dla mnie kazde zdjecie witusia jest urocze, wciaz wyglada jak maly kociak:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wituś to już wiem skąd te dziabnięcia, to wyznania miłości! Dzięki za wyjaśnienie :) Pisz częściej

    OdpowiedzUsuń
  3. Witusiu, mam nadzieję, że Twoja mamusia się nie obrazi, ale posty pisane przez Ciebie chyba będą moimi ulubionymi! ;) Urodzony z Ciebie pisarz, piękny rudzielcu.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i wreszcie całą prawdę znamy i o misce, i o kociej miłości :-) Dzięki Witku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedz Witusiu lepiej że Ci się ta miseczka nie podobała ;-P

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam takie posty! :D
    Ciekawa jestem, kiedy moje koty dorwą się do komputera. ^^

    OdpowiedzUsuń