Od tygodnia próbuję złapać do badania mocz Witka. Z mizernym skutkiem. Już dwa razy nam się udało, nie było z tym większych problemów. Ale kotek, nauczony doświadczeniem, zaczął omijać pustą kuwetę, bo nie zamierza moczyć sobie łapek!
Wracam z pracy, od razu myję kuwetę, wyparzam i stawiam. Kot oczywiście powącha i od razu patrzy na mnie, jakby chciał powiedzieć "Zapomnij! Nie będę sikał do pustej, dziwnie pachnącej kuwety". Od godziny 15:00 do północy NIC. Kładę się, wsypuję żwirek i szanowny kot idzie się wysikać....
Pewnego dnia postanowiłam wziąć dziada na przetrzymanie. Zostawiłam pustą kuwetę na cały dzień. No przecież w końcu musi zrobić siku. Każdy ma jakieś granice pęcherza. Kotek oczywiście zrobił siku, ale na ...... wycieraczkę na przedpokoju. No bo przecież, nie będzie sobie moczył łapek!!!!
No więc po tygodniu tej nierównej walki, po 5 popołudniach niewychodzenia z domu, obmyśliłam plan. Poświęcę się i całą niedzielę będę łapać mocz. Już nawet nikomu w otoczeniu tego nie mówiłam, bo uwierzcie, ludzie nie posiadający zwierząt, nie mogą zrozumieć, jak można przez tydzień łapać koci mocz....
Kot zrobił siku o 4:00 rano w niedzielę (nie pytajcie skąd wiem :D). Po tym fakcie nastąpiło dezynfekowanie kuwety i znęcanie się nad kotem. Oczywiście kot udał, że nie zauważa pustej kuwety. Cały dzień drzemał na zmianę z chrupaniem jedzonka. A ja ucieszona chodziłam i powtarzałam "no wreszcie ja będę górą, ty rudy, przemądrzały futrzaku". Człowiek to jest jednak istota NAIWNA.
O 17:00 myślałam, że zwariuję. Piękna pogoda, a ja siedzę z kotem w domu i czekam na siki. Skapitulowałam, zapakowałam kota w wiklinową budę i poszłam na chwilę do rodziców, pogadać z mamą. No przecież nikt mnie w mojej męce nie zrozumie tak doskonale jak mama-kociara. Pod pachę wzięłam zdezynfekowaną kuwetę. Po przyjściu odwróciłam obie zabudowane kuwety Tosi i Dyzia drzwiczkami do ściany, a kuwetę Witka postawiłam w miejscu, gdzie dawniej stała. Witek pomarudził bardzo głośno, jak zobaczył, że kuwety nie posiadają drzwiczek i poszedł spać na drapak. Miałam chwilę na kawę i rozmowę.
Naszą rozmowę przerwało szuranie wydobywające się z kuwety. Podchodzimy, a tam kuweta lekko odsunięta od ściany, a w niej przeszczęśliwy i bardzo skupiony na sikaniu Witek. Pierwszy odruch był taki, żeby na miejscu dziada udusić. Tylko moja mama z uśmiechem powiedziała: "patrz jaki mądry kotek".
Ha ha ha, jestem mistrzem robienia Pańci w balona! |
-Co robiłaś w weekend?
- Łapałam siki kota.
-Aha....(!?!) A jakie masz plany na najbliższy weekend?
-Będę łapać siki kota!
Witus jeste najukochańszym i najsprytniejszym kotkiem na swiecie !!! :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś od weta dostałam taki specjalny żwirek do łapania moczu. Wymyta, wyparzona kuweta, wsypany żwirek i czeeeeekanie. Kotek wszedł, nie zmoczył łapek i sisiał jak nalezy. Tylko ze nie ten który powinien. Trzeba było umuć kuwete sparzyć kuwetę i żwirek (tez przepłukany) i polować nadal ..... trwalo to dłuuuuuuuuuuuuuuugo. Koty były BARDZO zdziwione, że tak za nimi chodzę krok w krok :-)
Wet mi tez powiedzial ze jak mi sie uda w niedzielę złapac mocz to mam go schować (oczywiście odpowiednio zapakowany) w lodówce i szybciutko rano w poniedziałek dostarczyc do przychodni.
Powodzenia, Wituś współpracuj :-)
Ehhhh tak to jest z tymi kotami ;) U nas z Tosią nie ma problemu, po umyciu kuwety człowiek się odwraca po żwirek, a Tosia już sika :) chyba od razu musi pokazać czyja to kuweta...tak na wszelki wypadek :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI to jest dobre pytanie - kto kogo bierze na przetrzymanie ;) Mądry i sprytny kotek z Witusia :) ale mam nadzieję że uda Ci się go przechytrzyć :)
OdpowiedzUsuńJa do tej pory nie miałam przygód z łapaniem kociego moczu, szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam jak to ma wyglądać, ale widzę że łatwo nie ma ( za wyjątkiem Tosi ;)
Mama zareagowała prawidłowo - naprawdę spryciarz z niego. A Tobie Elu współczuję bardzo i życzę powodzenia w tej nierównej walce.
OdpowiedzUsuńMy mamy to samo. Kupilismy nawet żwirek diagnostyczny, ale Kropek zdziwiony spojrzał do kuwety a potem na nas, jakby chciał zapytać: "zwariowaliście? oddajcie mój żwirek!". Też czekaliśmy, nawet cały dzień, ale żal nam się go zrobiło i oddaliśmy kropkowy żwirek. Teraz daliśmy sobie spokój z pustą kuwetą, ze żwirkiem diagnostycznym itp. Poprostu mąż poluje na niego jak się wybiera do kuwety i podkłada naczynie. Może Wam to pomoże - jak kot zacznie sikać, to już nie moze tego strumienia powstrzymać, można wykorzystać tą kocią słabość. Teraz już tylko łąpiemy z doskoku. Tylko kot się dziwi, co my z jego siuśkami robimy;-)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł, jakoś nie pomyślałam o tym :) Dzięki!
UsuńI co? Udało się?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie. Zdecydowanie muszę zmienić taktykę
Usuń