środa, 10 grudnia 2014

siuśkołapacz

Każdy kociarz dobrze wie, że łapanie kociego moczu to wyzwanie. Podczas ostatniej wizyty u lekarza Pan Doktor był bezlitosny. Musimy złapać mocz, żeby wiedzieć co dalej robić. Maciek już nie biega do kuwety jak przysłowiowy kot z przysłowiowym pęcherzem. Antybiotyk pomógł, ale leczenie jeszcze się nie zakończyło. Będzie zależało od tego, co wykaże badanie moczu....
 
Tylko, że najpierw trzeba ten mocz pozyskać. Dwa dni błagania kotka, żeby wysikał się do pustej kuwetki nie przyniosły zamierzonego celu. Bezbłędnie trafiał do kuwety Witka (łapanie moczu przy czterech kotach to jest potężne wyzwanie, bo niby dlaczego reszta też ma sikać do pustej kuwety?).
 
No ale moja mama nie poddaje się tak łatwo. Myślała bardzo intensywnie jak być cwańszym od cwaniaka. Skutkiem czego we wtorek nie było obiadu, bo mama postawiła sobie za punkt honoru złapanie moczu! Schowała zbędne kuwety, do największej krytej wsypała normalnie żwirek, a na ten żwirek położyła zwykłą kuwetę pustą. MacGiver nie powstydziłby się takiego pomysłu (gdyby przyszło mu walczyć z kocim moczem).
 
No i Maciek zgłupiał. Bo niby jest żwirek, ale jednak go nie ma..... Wchodził do kuwety i wychodził, dokładnie obwąchiwał i przeżywał. Mama całe popołudnie chodziła za wszystkimi kotami, wypatrując oznak potrzeby skorzystania z kuwety :D Tosię, Dyzia i Witka w razie ogromnego niepokoju trzeba było poratować tradycyjną kuwetą, a w stosunku do Maćka wykazać nieustępliwość. Maciek łaził i ewidentnie widać było, że mu się chce... Wchodził do kuwety i nie mógł zrozumieć jak to jest, że siedzi w pustej kuwecie, ale jak dobrze pogrzebie łapeczką to czuje żwirek.
 
No i się stało! Maciek skapitulował i oddał mocz do pustej kuwety. Radość taka, jakby przynajmniej trafiła się piątka w totka ;) No i teraz trzeba czekać na wyniki.
 
Wymordowany sytuacją Maciuś poszedł spać.
 
 
 
Dyziu nic męczącego nie robił, ale nie zaszkodzi wypocząć na zapas
 


I dowód na to, że nawet najwięksi wrogowie przez 30 sekund potrafią być blisko siebie w całkowitej zgodzie


    

8 komentarzy:

  1. oj to wspolczuje :) pewnie się dzialo. a ciekawe jak inni pobierają mocz czy tez tak wymyslaja czy jednak sa jakies latwiejsze sposoby hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas na szczęście łapiemy normalnie do kubeczka.
    Trzymam kciuki za dobre wyniki.
    Wyrazy uznania dla mamy. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. dzielna mama :) złapanie moczu u kota, do tego jeśli w domu jest więcej kotów, to naprawdę trudna sztuka :)
    Tak więc teraz trzymam kciuki za dobre wyniki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest z tym problem...
    Ja swoje koty nawadniam wtedy mlekiem
    i jest łatwiej zmusić kota do siusiania...
    Ale pomysłowa Twoja Mama :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. niezly pomysl,wazne ze skuteczny, ja nie musialam jeszcze lapac i mam nadzieje ze nie bede musiala, niech nie choruja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, jestem tu pierwszy raz. Mój weterynaż ściągnął do badania mocz z kota strzykawką z igłą przez powłoki brzuszne. To podobno bardzo prosty, bezpieczny i niemal bezbolesny sposób. Na klinikach weterynaryjnych we Wrocławiu robią tylko tak bo mają czystą próbkę od konkretnego kota. Mój Ciapek nawet nie mruknął, bardzie się niecierpliwił podczas usg niż tego nakłucia a igieł nie znosi więc może następnym razem zapytaj swojego weta. Bo wiem, że koty są wrażliwe na punkcie spraw kuwetowo sikowych. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pomysłowo! Jestem pod wrażeniem :) Jak kiedyś będę łapać tak andrzejkowe siuśki i okaże się takim twardzielem to wykorzystam pomysł :)

    OdpowiedzUsuń