Dyziu dzisiaj miał wycieczkę do weterynarza, ale mu się upiekło.
Ale po kolei. Pewnego dnia, jeszcze w styczniu, zauważyliśmy, że Dyziek ma całe fioletowe ucho. Hmmmm pierwsza myśl....musiał spaść i się potłuc. Z jego ciężką pupką i zgrabnością słonia w składzie porcelany nie było by w tym nic dziwnego. No trudno, dzieci ciągle chodzą z jakimiś siniakami i żyją. Nie robiliśmy paniki. Ucho powoli wracało do siebie, czyli do swojego koloru.
Jakiś tydzień temu mój tata stwierdził, że Dyziek ma nieco klapnięte ucho. Spoglądam.....no faktycznie jakieś trochę pochylone, jakby mniejsze od drugiego. Oczywiście chodzi o ucho, które było fioletowe. No i od tego dnia zaczęłam obserwować ucho. Faktycznie, jakieś podejrzane. Teraz wydaje mi się, że dodatkowo Dyziek, częściej niż dotychczas, trzepie główką. Ehhhh...
No więc dzisiaj wybraliśmy się do lekarza. Nic strasznego się nie dzieje, ale lepiej usłyszeć, że to niepotrzebna panika, niż że za późno się pojawiliśmy. Przyszłam do domu, powiedziałam tylko kto pakuje kota, nawet nie użyłam imienia....a Dyziek się schował za sofę!!! No skąd on wie??????
Jakoś został zapakowany. Z transporterem jest prawie nie do podniesienia!!!!! Taki ciężar! A pod lecznicą się okazało, że w czasie ferii pracują tylko do południa ;) No i takim sposobem, Dyzikowi się upiekło i po krótkiej wycieczce wrócił do domu, ku swojemu zadowoleniu ;)
Ale z niego słodziak rozkoszny. Ale nie masz się co cieszyć Dyziu, co się odwlecze ... ;-)
OdpowiedzUsuń