sobota, 30 września 2017

czytanie z kotem (2)

Znowu przyszedł czas, żeby przeglądnąć przeczytane książki. Może coś Was zainteresuje....  Nie czytam tyle, ile bym chciała, ale jakoś jeszcze się udaje ;)

Dzisiaj pokażę Wam trzy książki. Pierwsza to opowieść o wybitnej śpiewaczce Callas. Nie jest to typowa biografia, w której zebrane są fakty z życia prywatnego i zawodowego. Czytamy powieść z dialogami, co sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie a akcja wciąga niesamowicie. Oczywiście trzeba lubić tego typu książki. Treść bardziej skupia się na życiu prywatnym śpiewaczki, niż zawodowym. Poznajemy ją jako małą dziewczynkę i idziemy z nią przez całe życie. Oczywiście wątek, jaką drogę przebyła, aby stać się wielkiej sławy śpiewaczką, także tu znajdziemy. Ale głównie jest to książka o kobiecie, która musiała się zmierzyć z wieloma przeciwnościami losu. Czy biedna czy bogata, czy brzydka czy piękna...ciągle miała pod górkę.

Alfonso Signorini "Zbyt dumna, zbyt krucha. Opowieść o Marii Callas"


Moim zdaniem warto znać takie biografie. Dowiadujemy się, że nic nie przychodzi lekko i przyjemnie, wiele trudu kosztuje dojście na szczyt, na którym okazuje się, że nie jest różowo, a sława i pieniądze nie są gwarantem szczęścia. Książkę dorwałam gdzieś w markecie za 9.99 i nie żałuję zakupu ;) Teraz czyta ją moja Mama.

Kiedyś w Internecie toczyła się dyskusja czy kupowanie książek w marketach, wśród ziemniaków, mleka czy papieru toaletowego to obciach.... Każdy musi sobie odpowiedzieć sam na to pytanie. Moim zdaniem nie ważne jest to gdzie ludzie kupują książki, ale że w ogóle kupują i czytają, bo z czytelnictwem w naszym kraju jest bardzo słabo. Ja uwielbiam upolować coś w dobrej cenie przy okazji innych zakupów. Chociaż najczęściej zamawiam książki w księgarni internetowej nie wstydzę się tego, że w markecie też można znaleźć coś wartego uwagi ;)

Kolejna książka to także pozycja, którą szczerze polecam. Tym razem książka reportaż o trudnej tematyce, a jest nią "Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak" Jacka Hugo-Badera.



Szczerze mówiąc książkę podsunął mi mój Tata, twierdząc, że muszę przeczytać. Wzięłam z grzeczności, chociaż raczej nie miałam zamiaru do niej zaglądać. Góry, wyprawy, turystka to tematy, które średnio mnie interesują w literaturze, więc książka trochę przeleżała nietknięta i kiedy miałam ją oddawać zaglądnęłam do środka. Przeczytałam fragmenty, zobaczyłam zdjęcia i doszłam do wniosku, że jednak może być interesująca. Bo to nie jest pisanina o turystyce, o górach.... to książka o wyprawie na Broad Peak w zimie, o wielkim sukcesie polskich himalaistów, który zakończył się wielką tragedią. A autor książki bierze udział w wyprawie, która idzie odnaleźć ciała zaginionych uczestników tamtej wyprawy. Opisuje to co dzieje się na wyprawie poszukiwawczej, ale także cały czas analizuje wyprawę zimową.



Książka stała się dla mnie niezwykle ciekawa i wciągająca. Analizuje portrety wspinaczy, ukazuje tajniki przygotowań i samych wypraw. Pokazuje środowisko himalaistów, nie wybielając go i nie gloryfikując. Jest to książka interesująca z psychologicznego punktu widzenia, bo pokazuje tak wiele różnych postaw, różnych ludzkich zachowań, reakcji. Skłania do refleksji.

Książka, jak i sam autor wzbudzili wiele emocji i ogólny szum w mediach. Nie zapoznałam się jednak z tymi wszystkimi opiniami, zarzutami... Przeczytałam książkę jako kompletny laik w temacie i nie zamierzam tematu jakoś zgłębiać. Książka mi pokazała jak wygląda taka wyprawa i z czym muszą się zmierzyć uczestnicy takiej wyprawy, bo dotychczas oglądając jakieś informacje odnoście wypraw w Himalaje i zaginionych himalaistów nie zastanawiałam się nad pewnymi kwestiami, mówiąc więcej o większości spraw nawet nie miałam zielonego pojęcia. Książka wiele mi uzmysłowiła i skłoniła do przemyśleń, ale nie interesuje mnie ten szum, który jej towarzyszy, czy autor miał prawo napisać to tak jak napisał, czy miał prawo do tego czy tamtego. Tak samo nie zastanawiam się kto w tej wyprawie zawinił, a kto padł ofiarą, kto był świadomy zagrożeń, a kto może nie..... To wszystko mnie nie interesuje, jestem tu szczera. Przeczytałam, wiele aspektów mnie zdziwiło, wiele się dowiedziałam, mogę śmiało powiedzieć, że były rzeczy które mnie wręcz zszokowały, a momentami książka mnie także wzruszyła. I tyle mogę napisać, jako osoba zupełnie nie "siedząca w temacie". Niemniej jednak książkę mocno polecam, nawet takim jak ja ;) Nie trzeba się na czymś znać, nie trzeba być nawet zainteresowanym tematem, żeby poszerzyć swoje horyzonty i poznać obszar zupełnie nieznany i obcy.


Od strony technicznej, książka mnie mocno zdenerwowała, bo w połowie czytania wzięła i się rozkleiła.....jak ja tego nie lubię!!!!!! Wrrrrr


Co by nie mówić, lektura była z serii tych trudniejszych i cięższych. Lubię takie, ale jednak po takiej książce trzeba trochę się "odmóżdżyć". Wtedy sięgam po coś lekkiego. Padło na Danielle Steel. O jej książkach słyszałam już od dawna, zawsze w pozytywnym kontekście. Mam dwie jej książki, które gdzieś tam dorwałam na promocji za grosze, ale nie czytałam. Stwierdziłam, że to jest ten moment ;) Sięgnęłam po "Ślub".



No cóż. Tak jak podejrzewałam książka łatwa, lekka i przyjemna. Jeszcze parę lat temu łyknęłabym ją w kilka dni. Aktualnie troszkę mnie zmęczyła. Bo lektura faktycznie jest lekka, dla mnie chyba za lekka, żeby nie powiedzieć infantylna i przewidywalna. Nie wiem czemu kobieca literatura jest zawsze tak schematyczna.... Nie chcę nikogo urazić kto lubi tego typu książki, jak pisałam wyżej, sama kilka lat wstecz pochłaniałam takie książki w ilościach masowych. A teraz jestem delikatnie zmęczona, bo książka jednak przydługawa, akcja tocząca się w świecie celebrytów hollywoodzkich, a rozterki głównej bohaterki od pierwszych stron książki zmierzają do wielkiego happy endu w amerykańskim stylu. Do końca pierwszej połowy książki próbuje ona uporządkować swoje życie, a ja lekko się męczę, bo i tak wiem, że z nim będzie, a od początku drugiej połowy męczę się jeszcze bardziej, ponieważ trwają przygotowania do wielkiego wesela, a wszyscy wiedzą że zorganizowanie ogromnego wesela, to ogromne problemy....No cóż, miałam się przy tej lekturze zrelaksować, więc uznajmy, że tak właśnie się stało, a po kolejną książkę tej autorki sięgnę za jakiś czas. Muszę sprawdzić czy będzie równie przewidywalna :D Nie mogę autorki zbyt wcześnie zdyskredytować na podstawie jednej książki, więc dostanie drugą szansę.

To chyba tyle na dziś, chociaż w kolejce już czekają kolejne ciekawe lektury. Jednak na ten wpis byłoby tego zbyt dużo, więc cierpliwie czekajcie na kolejny. Obiecuję, że pojawi się szybko ;)

Jak widać, na większości zdjęć jest kot. Bo kiedy zdarza mi się czytać w domu, zawsze towarzyszy mi Witek. Wszak jest to seria "CZYTANIE Z KOTEM", więc kot jest tu ważnym elementem! Czasami uwali się na książce i wtedy to jest akurat koniec czytania 😀



środa, 27 września 2017

kot aktywny

Ostatnio kotu mocno dupka odżyła. Nie wiem czy mu te jesienne temperatury bardziej odpowiadają???? Ja tam chętnie bym jeszcze widziała jesień z temperaturą w okolicach dwudziestu stopni..... ;) w każdym razie Witek mocno aktywny....

Niby nic, niewinnie siedzi.....


...ale głowa pracuje na pełnych obrotach!


Cel jest dokładnie sprecyzowany! Tego wcześniej nie było i wisieć nie może!!!!


Realizacji działania nie udało mi się uchwycić, ponieważ jak tylko czekałam z aparatem, kot robił się nienaturalnie grzeczny ;)


Cel osiągnięty!!!



Można spać spokojnie....


A jak Wasze koty? Aktywne czy wręcz przeciwnie? Bo jak ja bym była kotem, to chyba bym z łóżka nie wychodziła..... a trzeba......

niedziela, 24 września 2017

koci weekend

Zaczął się czas "niewypuszczania kota na balkon". Pańcia ciągle mówi, że za zimno.... A moje futerko to co? Przecież futerko mnie ochroni!!! Ona niczego nie rozumie!!!!
 Pańcia ciągle marznie, więc wieczorami sobie siedzimy w łóżeczku i czytamy.

Niedługo coś Wam polecimy do czytania ;)
 A dbając o sylwetkę Pańci, próbowałem zjeść jej ciasteczko!


Wielozadaniowość Matki: mieszanie powidła i czytanie książki
A ja pilnowałem czy słoiki zasysają wieczka


I Dużemu grzałem krzesło przed obiadem.


 Dzisiaj na chwilę wyszło słońce. Ale się z Pańcią cieszyliśmy ;)


Wykorzystując chwilę słońca, byłem obiektem sesji zdjęciowej. Efekty już niedługo! ;)


Ale dzisiaj była zabawa! Już dawno się tak dobrze nie bawiłem! Na dowód tego pokażę Wam, że z chodnikiem z przedpokoju wjechałem do pokoju..... niezłe co?
 Popatrzcie jakie szczerbate czupiradło! Coś strasznego!


A na koniec pokażę Wam tego ciumrajdę Dyzia.
Tutaj trochę zyskał w moich oczach, bo chciał Pańcię dziabnąć, tak samo jak ja ;) czyli nie taki fajtłapa
Wieczór spokojny, spędzam sobie w kartonie
Jak widzicie znowu byłem troszkę zarobiony, ale na szczęście już odpoczywam.

czwartek, 21 września 2017

Polańczyk cz.II

Pogoda za oknem sprawia, że zrobiło się smutno i ponuro. To chyba moment na kolejną porcję wspomnień z lata..... Dzisiaj druga część zdjęć z okolic Polańczyka. Serdecznie zapraszam ;)



Taka zieleń jest tylko w maju ;)


Zielono, bardzo zielono. Pogoda nam się udała, a jak wiadomo w maju nie jest to oczywiste.




Jakaś różowa kropka na horyzoncie.... Ja już tak mam, że zawsze zostaję w tyle, bo muszę wszystko po drodze sfotografować ;)



I tym razem mała agentka. W kolorze podłoża ;)


Kotów nie mogło zabraknąć. Ten nawet z nami rozmawiał...


A ten gadać nie chciał. Zero spoufalania się z obcymi....





Było pięknie...


wtorek, 19 września 2017

zapraszamy na pewien bazarek

Dzisiaj bardzo krótko. Jest pewne wydarzenie na FB, zapoznajcie się i zobaczcie co można fajnego kupić, a przy okazji pomóc. 


Ja z Witkiem dorzuciliśmy się skromnie, bo na szybko. Następnym razem na pewno też coś stworzymy wspólnie, ponieważ bazarek odbywa się cyklicznie. Witek zdecydowanie woli pomagać w ten sposób, niż na przykład przygarnąć jakiegoś kota ;)


Rzućcie okiem na bazarek, jest dużo ładnej biżuterii ;) w tym także koralikowe bransoletki i kartki okolicznościowe.








Witek Was zachęca do wsparcia tej inicjatywy ;) a my powoli się zabieramy za kociaszkowe bombki na choinkę, bo czas ucieka!!! Jest później niż nam się wydaje ;)


I jeszcze dodamy, że jak wyślecie bliskiej osobie taką ręcznie zrobioną kartkę, to sprawicie jej ogromną przyjemność, sms na pewno nie zrobi takiego wrażenia ;)




sobota, 16 września 2017

Witek i świecąca lawenda

Ja już nawet nie walczę z Witkiem siedzącym na stole. Wygrał! Lubi leżeć na stole i tyle ;) Mogę mu jedynie stwarzać ładne tło dla lepszego efektu na zdjęciach.



Ostatnio postanowiłam podświetlić wazon.  Na kocie nie zrobiło to szczególnego wrażenia. Widocznie uważa, że jest na tyle piękny, że nie potrzebuje żadnych ozdobników....




Ale pięknemu ładne otoczenie nie zaszkodzi.