niedziela, 30 marca 2014

niedzielny leżing

Tak sobie leżę w słońcu i myślę. Chociaż ludzie twierdzą, że nic nie robię, ale ja myślę i kombinuję.

 
Ciekawe czy mi dadzą coś do jedzenia. Miska pusta, a w brzuszku zaczyna burczeć....

 
O, jakieś poruszenie wśród człowieków. Może by się przejść do kuchni i sprawdzić, czy przypadkiem nie jedzą beze mnie?...
 


Pańcia, co tak pstrykasz te zdjęcia? Przecież ja nic ciekawego nie robię, a tu pstry, pstryk, pstryk


A jak ci pokażę języczka, żeby twoje zdjęcia były ciekawsze, to dasz mi te chrupeczki, co chowasz w szufladzie????


No a teraz mnie zostaw, bo sobie chcę umyć łapki


No i umyjesz się tu przy tych babach? Kolejna przyszła mnie męczyć. Jedna cyka foty, druga mnie mizia i brudzi..... Normalnie ją dziabnę!


Ha! Ale jestem skubany i szybki. Tak ekspresowo dziabnąłem, że młoda nie zdążyła tego uwiecznić na zdjęciu. Nie ma dowodów, nie ma przestępstwa ;)

Jeszcze się Wam pochwalę, że razem z Pańcią zrobiłem bransoletkę. Przekazaliśmy ją Fundacji STAWIAMY NA ŁAPY, a cały dochód ze sprzedaży został przekazany na krakowskie kotki. Jak nie macie pomysłu, możecie im przekazać 1% swojego podatku, na jedzonko i leczenie. My byliśmy miło zaskoczeni, że tak chętnie panie licytowały bransoletkę z kotkiem, więc już robimy drugą. Pańcia dzierga a ja wybiorę przywieszkę, pewnie jakąś kocią ;)
 
 

piątek, 28 marca 2014

dzień jak każdy

My się jak zwykle lenimy. Zwłaszcza w takim fajnym słoneczku.
A Pańcia jak zwykle lata za nami z aparatem.

sobota, 22 marca 2014

co jedzą moje koty

Po przeczytaniu jedzeniowego posta u Retro Koty i Pies postanowiłam napisać co jedzą moje koty, chociaż od razu uprzedzę, że nie znam się na tym. Jednego trzymam się sztywno: nie zmieniam karmy, moje koty jedzą ciągle to samo. Skoro jedzą i im służy to po co zmieniać. Jedzą suche chrupy, mokre czasami dostawały, ale od kiedy Witek ma biegunki po mokrym, nie jedzą w ogóle.
 
Dyziek i Tosia jedzą Biomill Selective Chicken & Rice, dla kotów dorosłych.
 
Skład:
mięso drobiowe - (suszone mięso drobiowe -28% i kawałki świeżego mięsa z kurczaka -4,5%)
ryż
kukurydza
pszenica
tłuszcz drobiowy
suszone skwarki
kompozycja białek roślinnych
hydrolizowane białka rybie
hydrolizowana wątróbka drobiowa
suszona pulpa buraka cukrowego
drożdże piwne
gluten kukurydziany
mączka rybna
sól
mannano-oligosacharydy
lecytyna
suszona Yucca Shiedegera
 
Cena karmy to ok. 55zł/kg


 
Witek nie chce jeść Biomilla, ma częste biegunki i jedyna karma po której dobrze funkcjonuje to Royal Canin Sensible dla kotów o wrażliwym układzie pokarmowym.
 
Skład:
ryż
suszone białko drobiowe
tłuszcze zwierzęce
kukurydza
gluten kukurydziany
izolat białka roślinnego
suszone białko wieprzowe
hydrolizat białka zwierzęcego
drożdże
pulpa buraczana
sole mineralne
olej sojowy
olej rybny
włókno roślinne
fruktooligosacharydy
 
Cena karmy to ok. 30zł/kg.
 
Mile widziane komentarze od osób mających jakiekolwiek pojęcie o żywieniu kotów oraz od innych, które chcą się wypowiedzieć w tej kwestii.
 
Dlaczego akurat takie karmy? Biomill doradziła nam hodowczyni Tosi i tak już zostało. Dyziek w hodowli jadł głównie Royal Canin i Orijen, ale zasmakował mu Biomill, więc tak było wygodnie. Witek nie tknie Biomilla, często ma biegunki i Royal Canin dla kotów o delikatnym układzie pokarmowym nie wywołuje sensacji żołądkowych. Ale jak widać po składzie mięsa to w nim nie ma....
 
 
 

słoneczko i wiosna

Nie tylko ludzie cieszą się z wiosny. Zwierzaki już zaczęły wygrzewać się w słoneczku i wdychać ciepłe powietrze przez uchylone okna.

czwartek, 20 marca 2014

doradca smaku

Dzisiaj w kuchni rządzi Tosia i proponuje upiec jakieś pyszne ciasto.






Dla zainteresowanych mamy wiadomości na temat Witka. W badaniu moczu nic strasznego nie wyszło, jedno badanie trochę wyklucza drugie, bo w jednym wyszły bakterie, ale nic w labie nie wyhodowali. Będziemy jeszcze łapać mocz i badać.

niedziela, 16 marca 2014

jestem królem....przynajmniej dzisiaj

No sami zobaczcie, jak tu się nie czuć po królewsku. Dostałem swoją podusię ;) A to dlatego, że Pańcia jej już tak często nie potrzebuje, więc używam ja. Nawet pachnie Pańcią!

 

 Bardzo dziękujemy za liczne komentarze i miłe słowa pod ostatnimi wpisami. Mam tutaj same fajne Ciocie, które kochają kotki i dobrze im życzą. O chyba usłyszałem gołąbka za oknem....


A chyba nie, deszcz pada i trochę hałasuje. Ten deszcz mi przeszkadza w odpoczynku, bo ciągle muszę być w pogotowiu, na wypadek, gdyby to jednak był jakiś ptaszek, którego trzeba pogonić
 
 
Teraz powiem co wiem o moim zdrowiu, bo Pańcia wczoraj dzwoniła do lecznicy. W badaniu ogólnym moczu nie wyszło nic strasznego, tylko trochę białka. Więc na razie nie dostałem żadnego lekarstwa, czekamy do wtorku, mają być wyniki badania szczegółowego.
 
A tymczasem sobie kimnę
 
 

sobota, 15 marca 2014

cały dzień jeździmy do lekarza

Ani trochę nie przesadziłem z tym tytułem. Cały piątek, z małymi przerwami, spędziłem w lecznicy
  
Rano pojechaliśmy do lekarza. Miałem pecha i trafiłem na Pana Doktora, a on się z kotami nie certoli. Od razu pozbawił mnie pazurków, potem futerka na brzuchu. Następnie przewrócił brzuchem do góry i pokazał Pańci chwyt, którym ma mnie trzymać. Fajnie nie było. Potem mnie wymazał zimnym mazidłem po brzuchu, tak więc miałem sporo do mycia po powrocie do domu. Nawet nie drgnąłem! Przyznam Wam się w tajemnicy, że ja się trochę boję facetów, dlatego jestem taki grzeczny przy Doktorze. Lepiej z takim nie zaczynać. No ale na tym śmiesznym monitorze Pan Doktor zauważył, że mam w pęcherzu za mało moczu do badania. Co to oznacza? Ano tylko tyle, że mnie nie męczył igłą i że musieliśmy pojechać jeszcze raz.
Pańcia jest cwana, bo ma dzień wolnego, to się tak nade mną znęca. Całe do południa nie dostałem ani jednej chrupki. Poza tym łaziła za mną po całym mieszkaniu. Jakaś nawiedzona..... Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że mogłem pić z gara zostawionego w zlewie. Normalnie mnie gonią i nie pozwalają, a dzisiaj to mi jeszcze specjalnie świeżej wody nalała. Szczerze mówiąc taka lekko brudna jest lepsza, ale już nie będę wybrzydzał.
W południe Pańcia jeszcze raz mnie zapakowała i zawiozła do lecznicy. W poczekalni była tylko piękna, ruda kotka z lekko dłuższym włosem. Ładna! W innych okolicznościach mógłbym ją pobajerować, ale wiecie...jak się ma w perspektywie badanie, to jakoś odchodzi ochota. Zaraz po rudej ja wchodziłem. I znowu to samo, odwracanie brzuchem do góry, trzymanie za łapki i mazianie zimnym czymś. I znowu Pan Doktor orzekł, że za mało tego moczu. Kolejny nawiedzony? Po co mu mój mocz ja się pytam? Mój, to mój. Mnie tyle wystarcza! Nie będę się tłumaczył z ilości posiadanego moczu. Nawiedzeni jacyś ci ludzie....Doktorowa zbiera krew, Doktor mocz i pazury...strach pomyśleć co kolekcjonuje Pani Recepcjonistka???
Kolejna nawiedzona to moja Pańcia we własnej osobie. Bo na pytanie Doktora, czy możemy przyjechać jeszcze raz, zamiast odpowiedzieć, że nie, że kotek już zmęczony i za długo głodny...ona, że oczywiście, przyjedziemy. No to niech jedzie i swoje siki oddaje. Ja po drodze uciekam!
Oczywiście nie uciekłem, bo Pańcia za dobrze pilnuje. Po pierwsze nie pozwoliła zwiać z transporterka, jednocześnie prowadząc....skubana! Po drugie okna w aucie pozamykane....no nie dało się czmychnąć.
Całe popołudnie mnie ta moja Pańcia pilnowała i nie pozwoliła zbliżyć się do kuwety. Nie rozumiem jej!!! Normalnie, jak się nie wysikam do kuwety, to krzyczy. A dzisiaj mnie zabiera od kuwety. Czy ktoś to pojmuje??? A jak bym chciał kupę to co? Też nie mogę???? Może też mam oddać jakiemuś kolekcjonerowi???? Ale jej nagadałem, jak mnie tak od tej kuwety zabierała. W końcu się poddałem, bo ile można walczyć z nawiedzoną? Nie daje jeść, sikać nie wolno.... Poszedłem spać. Sytuacje trudne najlepiej przespać. Oczywiście jak próbowała cichaczem zjeść obiad to wstałem. O nie! To ja głoduję od dziewiętnastu godzin, a ona obiad będzie jadła? NO WAY!!!!!!!!  

O 18:00 pojechaliśmy po raz trzeci. Tym razem mazidłem po brzuchu smarowała mnie Pani Doktor i znowu nic nie zobaczyła. Ja nie wiem co z tymi człowiekami. Jak nic nie widzą, to może powinni zainwestować w okulary? No i zaordynowali mi podskórnie glukozę. O nie! Nie pozwoliłem! Szarpnąłem się i glukoza sobie leciała ale na stół a nie pod moją skórę. Wykorzystałem fakt, że glukozy pilnowała Pani Praktykantka, która nie bardzo wiedziała jak sobie ze mną poradzić. Niestety, przyszła Pani Doktor i ponownie wkuła mi glukozę. Z tymi Doktorami to jednak nie ma żartów. Czekałem w poczekalni, aż glukoza zacznie działać. A w poczekalni same przerośnięte i szczekające szczeniaki. Ale się nafuczałem! No i poszedłem raz jeszcze do gabinetu i jeszcze raz znosiłem mazianie po brzuchu....że im się to męczenie mnie nie znudziło..... Mnie się trochę znudziło, to nawet się nie wyrywałem. No, w końcu Pani Doktor stwierdziła, ze jest co pobrać. Widocznie ten mój mocz jakiś cenny, skoro tacy wytrwali.... I dostałem jakiś zastrzyk w tyłek. Tak nagle, że nie zdążyłem zaprotestować. Ten Pan Doktor to ma podejście! Już miałem wyjść znowu do poczekalni, ale Pan Doktor zawrócił nas do drugiego gabinetu, żebym tam czekał. Tylko nie wiedziałem na co mam czekać. W każdym razie Pan Doktor chyba się bał, że jak się psami zestresuję, to siknę z nerwów, a to podobno było niewskazane. Jak czekałem, niedobrze mi się zrobiło i głowa zaczęła mi ciążyć. Jedyne co jeszcze pamiętam, to że przywieźli małego kotka potrąconego przez samochód. Potem czarna dziura i znalazłem się w domu, wszystko wirowało i nie mogłem utrzymać pionu. Pańcia mi opowiadała, że Pan Doktor igłą mi brzuszek kłuł, ale na szczęście ja tego nie kojarzę.

No sami widzicie ile się działo i to jednego dnia! Strasznie dużo jak na małego kotka! Szybko zasnąłem w ramionach Pańci i nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.




piątek, 14 marca 2014

podróże małe i duże: prowadziłem auto

Wczoraj Pańcia zadzwoniła do lecznicy dowiedzieć się, jak tam wyszły moje badania. Pani powiedziała, że niestety nie są dobre i żeby przyjechać z kotkiem (że niby ze mną). No to Pańcia się zebrała i pojechaliśmy.
Nawet nie czekaliśmy zbyt długo, w sumie może z pół godziny. Miałem ochotę trochę pozwiedzać lecznicę, ale koło mnie w poczekalni siedział wilczur, więc trochę mnie to powstrzymało. No i weszliśmy. Był Pan Doktor, więc już wiedziałem, że jakby co, to nie powalczę....
Pan Doktor omówił badania. Szczerze powiem, że nic z tego nie zrozumiałem, czegoś mam za dużo, czegoś za mało, a jeszcze coś mam na granicy. Skoro nic nie rozumiałem, to się skupiłem na planie "jak pokonać Pana Doktora". Niestety obmyślony plan się nie przydał, bo nawet mnie nie wyciągnęli z transporterka. Okazało się, że do badania muszę być na czczo, a nie byłem. Więc Pańcia uznała wizytę za bezsensowną, bo musimy jechać jeszcze raz.
Dla mnie wizyta nie była bezsensowna, a oto dlaczego:

Pańcia w poczekalni przychodni spotkała znajomą i podwiozła samochodem. Automatycznie ja wylądowałem na tylnym siedzeniu BEZ KONTROLI. Bo normalnie jadę z przodu i Pańcia mnie pilnuje.
No i wykorzystałem fakt, że nie byłem pilnowany :D Wylazłem z transporterka!!! Hahaha
Pańcia o mało nie padła, jak mnie zobaczyła w lusterku na tle tylnej szyby. Nie ma to jak zaskoczenie! Ha!
Postanowiła jechać dalej, a ja miałem okazję do zwiedzania, bo przecież nie będę bezczynnie siedział! To nie w moim stylu ;) Pańcia popatrzyła w lusterko, a mnie tam już nie było. Moja głowa się pojawiła między siedzeniami, koło drążka zmiany biegów. Pani po prawej chciała mnie capnąć, ale nie ze mną te numery. Na najbardziej skomplikowanym skrzyżowaniu (tak mówi Pańcia) wepchałem dupkę na jej kolana. Jeszcze nigdy nie prowadziłem auta i taka okazja może się już nie powtórzyć. Pańcia powiedziała, że jak nas capnie policja, to ja się będę tłumaczyć. Ok, nie ma problemu, mogę z nimi gadać.
Nastąpił moment wysiadki Pani Znajomej. Dobra okazja do zwiedzenia osiedla!!!! To by było coś!!!! Ale obydwie kobiety przewidziały moje plany i Pańcia mnie mocno trzymała, a Pani Znajoma szybko wysiadła. No cóż, może będzie jeszcze okazja pozwiedzać osiedle... ;)
Po osiedlu jechałem z przednimi łapkami na przedniej szybie o tak, jak na zdjęciu. Ale byłem dumny!!!! Mógłbym tak jeździć częściej, gdyby nie te progi na osiedlu, bo akurat przez taki próg spadłem!

Już Was nie będę zanudzał opowieściami, jak to Pańcia wygibasy czyniła, żeby mnie schować do transporterka bez otwierania drzwi ;)

Zaraz znowu jedziemy do lekarza. Od wczoraj jestem głodny!!!! Pańcia w ramach solidarności też nie je, bo jak chciała zjeść śniadanie, to tak na nią patrzyłem, że wymiękła.

Trzymajcie kciuki za mnie, żeby znowu się okazało, że to ja ich zmęczyłem, a nie oni mnie :P


środa, 12 marca 2014

proszę kaftan! pacjent nie współpracuje

Ta moja Pańcia to jest zołza! Przyszła po pracy, jak zwykle. Myślałem, że na mizianki. A ona nawet kurtki nie zdjęła, tylko od razu mnie zapakowała do transportera. To nigdy nie kończy się dobrze.
W poczekalni same sapiące, kudłate i wielkie psy. Byłem jedynym przedstawicielem kotów. Czy te koty nie chorują, czy co? Widocznie mają fajniejsze Pańcie, które ich nie przyprowadzają do tego wstrętnego miejsca.
W końcu weszliśmy do gabinetu, a tam Pani Doktor. Od razu mi ulżyło, bo z nią można walczyć. Pan Doktor jakoś tak bardziej wzbudza we mnie respekt. No i się zaczęło, męczycielki (same baby!) zaczęły mi wiązać jakieś gumki na łapkach, golić futerko.... No więc cóż mi pozostało...OBRONA. Nie na darmo natura wyposażyła mnie w cztery sprytne łapki, każda z bardzo ostrymi pazurkami. I pomogło! Pani Doktor się poddała! Hehe
Oczywiście pomogło na moment. Pani Doktor stwierdziła: "Proszę podać kaftan, bo pacjent nie współpracuje". Nigdy takiego czegoś nie widziałem, więc nie miałem bladego pojęcia o czym one gadają. Szybko się okazało, że kaftan to torba, w którą baby mnie zapakowały i tylko głowa mi wystawała. Przez otwór wystawiły moją łapkę i kradły mi krew. No ale ja się nigdy nie poddaję i mocno pogryzłem palce, które trzymały moją głowę. Okazało się, że to palce Pańci....stwierdziła, że mi tego nie wybaczy, ale ja myślę, że gadała w afekcie. Wybaczy, nie????
Pani Doktor powiedziała na koniec do asystentek, żeby wpakowały mnie prosto do transporterka, bo pacjent jest mocno wkurzony. No a jaki ma być??? Głodny, nawet bardzo głodny i męczony przez baby. Każdy by się zdenerwował! Pańcia powiedziała, że mi nie wybaczy tych pogryzionych palców. O NIE!!! To ja jej tego nie wybaczę!




sobota, 8 marca 2014

Dzień Kobiet

Z okazji Dnia Kobiet dostałam tulipany. Sprawdziłam, nie bardzo się da zjeść. Pańcia mnie goni, jak chcę sobie przeżuć. Ona chyba myśli, że to jej kwiatki. A one są moje i mogę je zjeść, jak tylko będę chciała.
A szczerze mówiąc to od tych kwiatków wolałabym jakieś dobre chrupeczki. Albo tęczową piłeczkę! O tęczowa by się przydała, bo dostałam już trzy i wszystkie mi gdzieś zaginęły w zabawie. Pańcia wczoraj wygrzebała spod szafy kilka piłeczek i ani jednej tęczowej.

sobota to dzień kota

A kot zadowolony, bo Pańcia wreszcie ma dla niego czas.

niedziela, 2 marca 2014

nie śpię

Nie śpię! Ja czuwam!

Cały czas walczę ze sobą i nie śpię. Tylko mam zamknięte oczy, ale nie śpię.



Widzicie moje klapnięte uszko? Tak mi zostało po ostatnim stłuczeniu. I podobno ten uszczerbek na urodzie już mi zostanie. E tam, ja bym tego uszczerbkiem nie nazwał. W końcu każdy porządny kot musi mieć na swoim koncie jakieś wypadki i blizny. No to mam...klapnięte uszko ;)

sobota, 1 marca 2014

sobotnie odpoczywanie

W sobotę uprawiam wyłącznie leżing.


A poza tym moja mordka jest uśmiechnięta bardziej niż zwykle, bo dzisiaj śpię z Pańcią moją ;)