piątek, 31 sierpnia 2018

podsumowanie sierpnia

Początek sierpnia był niesamowicie upalny, a pomimo to poranek zaskoczył mnie niesamowitą mgłą, przez chwilę poczułam jesień w powietrzu, ale później już był tylko upał.


Staram się nie narzekać na upały, chociaż w mieście temperatura powyżej 30 stopni jest ciężka do zniesienia. Ale wtedy przypominam sobie zimę i od razu przechodzi mi ochota na marudzenie ;)


Poza tym są pewne niezawodne sposoby na to, aby troszkę się schłodzić ;)


Piękna pogoda motywowała nas to spędzania czasu poza domem.


Ale nie da się ukryć, że sierpień zdominowała Ksenia!

Nie będziesz mi mówiła, jak mam żyć ;)
To był trudny, stresujący, ale jednocześnie bardzo zabawny czas. Małego kota można obserwować godzinami!


Witek bardzo mnie zaskoczył. Całkiem dobrze zniósł malucha w domu. Wiadomo, że się na nią wkurza, syczy, ale i tak moim zdaniem nie jest źle. Ksenia ciągle zaczepia jego ogon ;)


Witek nadal przychodzi do mnie, kładzie się obok, więc chyba nie ma do mnie żalu.




Mały łobuz.


Pasażer na gapę. Dobrze, że był po odpowiedniej stronie szyby, bo nie przepadam za takimi towarzyszami ;)


A u Dyzia i Tosi miesiąc zleciał ....... w pudle ;)




Wszystkim dzieciom współczujemy, że wakacje dobiegły końca. Nie narzekajcie jednak na szkołę... nadejdą takie czasy, że za nią zatęsknicie ;)


sobota, 25 sierpnia 2018

co je brzdąc

W momencie, w którym postanowiłam, że przywiozę małego kotka do domu, od razu zaczęłam się zastanawiać czym go karmić. Wybór karm jest spory, ale mnie zależało na wartościowym składzie. Chciałam poczynić zakupy w sklepie Krakvet, ale tam ostatnio pustki (!). Nie wiem o co chodzi, ale na jedzenie dla psa i żwirek czekamy już od połowy lipca.... Zatem skazana byłam na Zooplusa. Ogólnie nic nie mam do tego sklepu, jedynie zraziłam się do kurierów, ale postanowiłam paczkę zamówić do pracy, a pan kurier był na tyle miły, że włożył ją od razu do bagażnika samochodu. Tak można kupować ;)


Mój wybór padł na karmę mokrą marki Cosma Nature. Witek kiedyś ją testował i postanowiłam kupić ją w wersji Kitten (tutaj) kurczak.


Skład: kurczak (50%), ryż (6%), ser (5%), olej słonecznikowy (3%), wątróbka drobiowa (1%), suszone jajko (0,3%), bulion drobiowy (34,7%).

Karma ma formę pasztetu. Ksenia wcina w tempie ekspresowym. Na razie nie grymasi, mam nadzieję, że już tak zostanie ;)



Jedzą obok siebie, nie ma awantur, chociaż każde z nich je coś innego. A na koniec następuje rytualna zamiana miskami, bo przecież trzeba zbadać, czy jedzenie tego  drugiego też jest dobre ;)


Jeśli chodzi o karmę suchą, to kupiłam dwie, ale aktualnie Kruszyna je Purizon Kitten. Kiedyś miałam okazję testować tę firmę na Witku i z wszystkich karm spisała się najlepiej. Tutaj, tak samo jak w przypadku karmy mokrej, decydował skład.


Skład: Świeże mięso drobiowe bez kości 30%, suszone mięso drobiowe 28%, ziemniaki 10%, tłuszcz drobiowy 4%, jajko w proszku 1%, świeży śledź bez ości 1%, suszony śledź 1%, olej ze śledzia, hydrolizowane białka zwierzęce, włókna grochowe, suszona marchew, suszona lucerna, inulina, fruktooligosacharydy, mannanooligosacharydy, suszony owoc granatu 0,5%, suszone jabłko, suszony szpinak, psyllium 0,3%, suszone czarne pożeczki, suszona pomarańcz, suszone borówki, chlorek sodu, suszone drożdże piwne, korzeń kurkumy 0,2%, glukozamina 0,12%, siarczan chondroityny 0,09%, ekstrakt z nagietka.



Duża zawartość mięsa i dużo innych składników, nie do końca jestem przekonana czy potrzebnych.... Na razie będzie ta karma, a jak skończymy okres juniora, to wtedy pomyślimy, co będzie jadła, jako dorosły kot ;) Najedzona kotka myśli tylko o zabawie i brykaniu ;)


Hamak przyniosłam od rodziców. Dyziu i Tosia nigdy z niego nie korzystali. Mała czasami na niego wskakuje ;)


Nawet Wituś pokusił się o sprawdzenie czy hamak jest wygodny. Może i wygodny, ale zbyt niestabilny ;)


 Czy nie wyglądają śmiesznie obok siebie??? :D


środa, 22 sierpnia 2018

mamy kocie dziecko

To jest Ksenia.


Ksenia jest mała. Ma 7 tygodni.


Jest u nas od ponad tygodnia i przez ten czas bardzo się zmieniła. Urosła! I się mocno rozbrykała ;) Na początku poruszała się tylko po podłodze, a teraz bez problemu wskakuje na krzesła, stoły i drapak. 


Trzeba było wszystko pochować przed małym gadem. Odzwyczaiłam się od takiego robaczka, który wszędzie wejdzie i wszystko weźmie do paszczy.  Kwiatki także musiały trafić na wyższą półkę... No i firanki! Moje piękne firanki są mocno zagrożone ;) Ale przecież to małe, kocie dziecko. Wszystkiego trzeba ją nauczyć i być cierpliwym. Ona z wszystkiego robi sobie świetną zabawę.


Ksenia to fetyszysta butów ;)


Wszystko drapie swoimi malutkimi ale ostrymi pazurkami. Wdrapuje się na sofę i drapak. Początkowo w łazience ograniczała się do spania w swoim kartonowym łóżeczku. Szybko jednak opanowała sztukę wskakiwania do wanny i na pralkę. Pewnego dnia wróciłam do domu, otwieram łazienkę, a mały futrzak mnie nie wita! Zaczynam szukać i okazało się, że malizna siedzi za pralką! Chociaż przestrzeń wokół pralki była zabezpieczona kocem, to i tak przekombinowała.... Postanowiłam ją wtedy wypuścić do pokoju, a pokój zamknęłam przed Witkiem. Oczywiście pomysł ten nie spodobał się Witusiowi. Kto to widział zamykać kotu pokój???? 


Mała wariowała niesamowicie! Tyle przestrzeni dla małego kotka! A Wituś mógł sobie zwiedzić łazienkę i zobaczyć, jak wygląda żłobek i czym pachnie.


Bardzo jej się spodobało brykanie po pokoju i straszna krzywda działa się kotkowi, kiedy musiała wrócić do łazienki.


A w łazience prawdziwy koci plac zabaw, żeby się nie nudziła.


Kwarantanna łazienkowa trwała tydzień. Po zaaplikowaniu preparatu na pchły przeczekaliśmy tydzień i wtedy Ksenia dostała tabletkę na odrobaczanie. W tym samym dniu odrobaczyłam też Witka, tak na wszelki wypadek. Koty mogły się już poznać. Do tej pory Witek słyszał małą, podglądał ją też przez wywietrzniki w drzwiach łazienki. Mała uczyniła kilka spektakularnych ucieczek z łazienki, więc Witek pomimo izolacji miał już okazję do zobaczenia kotka w pełnej okazałości. Kiedy ją nosiłam na rękach, zbliżałam do Witka, ale wtedy tylko syczał. 


Z pierwszego spotkania powstał krótki filmik.




                                                 To be continued....  ;)

sobota, 18 sierpnia 2018

czytanie z kotem (10)

Wiem, że część z Was czeka na relacje z przebiegu zapoznania Witka z maluchem. Niestety jeszcze chwilę Was potrzymam w niepewności ;) 

Możecie w komentarzach obstawiać, czy Witek zaakceptował maleńką siostrę czy jednak pokazuje swój trudny charakterek.... 

Nie jest tajemnicą, że to dokocenie jest dla mnie ogromnym stresem. Od dawna po cichu marzyłam o drugim kocie, ale brakowało mi odwagi, żeby zrobić to Witkowi. Nawet Męża troszkę przekonałam, ale On akurat dziwnie trzyma stronę Witka, że swojemu kochanemu kotkowi tego zrobić nie mogę... I nie robiłam.... Ale kiedy nagle małe kociątko potrzebowało domu, postanowiłam zaryzykować. Jeżeli będzie bardzo źle, Witek będzie agresywny i zaczną  się problemy behawioralne, znajdę tej małej najlepszy na świecie dom. Chociaż wiem, że najlepszy to ten nasz..... ;)


Czasami sobie myślę, że miałam spokojne, poukładane życie, to musiałam sprowadzić na siebie kłopoty. Jeżeli tylko jakaś drobnostka idzie nie po mojej myśli, a dodatkowo nie czuję wsparcia, od razu się załamuję. I nie będę ukrywała, że w ostateczności po prostu siadam i płaczę.... a potem biorę się w garść i zaczynam działać.

Więc kiedy już wypłakałam stres, przypomniałam sobie, że kilka lat temu kupiłam książkę "Jak kot z kotem" Pam Johnson-Bennett. Wydaje mi się, że zakupiłam ją po tym, jak w naszym domu pojawił się Witek.... Już ją pokazywałam na blogu, ale nie robiłam recenzji, a jedynie prezentację. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać....


Książka będzie przydatna dla tych, którzy chcą, aby w ich domu pojawił się kolejny kot, ale także dla tych, którzy planują swojego pierwszego mruczka. Autorka opisuje pewne rzeczy z perspektywy kota, o których my ludzie często zapominamy, albo nie jesteśmy ich kompletnie świadomi, dlatego właśnie, że jesteśmy ludźmi. Możemy poznać sposoby komunikacji kotów i odczytać ich sygnały, ponieważ koty komunikują się nie tylko między sobą, ale także z nami! Zrozumiemy czym jest dla tych zwierząt hierarchia i terytorium, jak je powiększyć nawet w małym mieszkaniu, a także dowiemy się, jak się bawić z naszym kotem! Oczywiście najistotniejszy dla mnie był rozdział o wprowadzeniu nowego kota do domu, w którym już jest kot. Wiele patentów, które są w tej książce już zastosowałam, tylko dlatego, że przed przywiezieniem kotki, porozumiałam się z osobami doświadczonymi w opiece nad kotami. W książce poruszona jest też kwestia karmienia, drapania oraz kuwety, która jest bardzo ważnym elementem kociej egzystencji, a tak bagatelizowana przez ludzi!


Książka jest bardzo fajną lekturą, nawet dla opiekunów kotów z pewnym doświadczeniem, można wiele sobie przypomnieć, usystematyzować, ale także czegoś nowego się dowiedzieć. Książka napisana jest przystępnym językiem i ma przyjazną szatę graficzną, w tabelkach znajdziemy wskazówki KOCIE ABC, czyli kwestie najważniejsze.



Znalazłam wyjaśnienie naukowe zachowania Dyzia: "Gdy kot ociera się głową o właściciela lub inne zwierzę, pozostawia feromony. To zachowanie nosi po angielsku nazwę bunting; w języku polskim miłośnicy kotów, opisując takie zachowanie, mówią często o barankowaniu. "


Na koniec pewne przesłanie...

"Musisz również uwzględnić koszty utrzymania kilku kotów. Do wyżywienia dochodzą wydatki na weterynarza. Twoje obowiązki jako właściciela nie ograniczają się do przygarnięcia kota z pobocza drogi - jesteś również odpowiedzialny za jego potrzeby natury zdrowotnej. Choć w wielu takich przypadkach wydatki ograniczają się do opłacenia rutynowych szczepień i badań kontrolnych, czasami można nie mieć tyle szczęścia i trzeba będzie zapewnić specjalne pożywienie, realizować recepty, stale monitorować stan zdrowia, przeprowadzać kompleksowe badania czy operacje. Weterynaria rozwija się bardzo szybko. Zdumiewające, co można zrobić, żeby przedłużyć życie naszych kotów. Ale postęp ten jest też kosztowny."

Myślę, że słowa te są niezmiernie ważne. Bierzmy odpowiedzialność za tych, którymi się opiekujemy! Tyczy się to zarówno zwierząt, jak i dzieci..... 

środa, 15 sierpnia 2018

czekanie na kupę

Niby taki banał. KUPA. Ale w przypadku małej istoty, czy to człowieka, czy też kota, ważna sprawa. Oznaka tego, że wszystko jest w porządku.

Ale po kolei.

Mała trafiła do nas w piątek wieczorem. Parę dni temu, a mnie się zdaje, że całe wieki minęły od tego czasu. Może dlatego, że ciągle o tym myślę, przejmuję się i stresuję. W piątek już nie zdążyłam jechać z nią do lekarza, więc trafiła prosto do domu, konkretnie prosto do łazienki. Całą drogę była bardzo grzeczna, tylko od czasu do czasu miauknęła, bo nie podobało jej się, że musi siedzieć zamknięta.


Ktoś próbował przez kilka dni korzystać z łazienki, gdzie zamieszkuje taka drobinka????  No łatwe to nie jest ;) Malucha oceniłam na 1,5 miesiąca, ale pewna nie byłam. Poza tym wydawało mi się, że to, co znajduje się pod ogonem raczej wskazuje na dziewczynkę, ale też do końca pewności nie miałam. Bo nie mam doświadczenia z takimi maluchami. W domu, który kotka znalazł, a który kompletnie na kotkach się nie zna, kocina piła jedynie mleczko. Ale kiedy zaczęła gryźć moje palce, stwierdziłam, że takimi zębami na pewno może jeść pokarm stały. Dużo mi dały oglądane filmiki pani Gosi z bloga Za Moimi Drzwiami, tyle małych kotów tam widziałam! ;) Stwierdziłam, że jak nie spróbuję to się nie dowiem, czy malec potrafi jeść. Nałożyłam łyżeczkę musu dla kittenów na miseczkę i dałam kociakowi. Jadł, aż się cały trząsł od mruczenia. Ostatnie kilka dni pił jedynie mleko, więc musiał być nieźle głodny! No i poszedł spać.

coś nie pykło z podpisem ;)

Ogólnie kocina grzeczna, spokojna i słodziutka ;)



 Chociaż, jak to dziecko, lubi poszaleć ;) I te ostre mleczaki!


W sobotę rano pojechałyśmy do naszego Pana Doktora. Mała przespała czekanie w kolejce ;)


Pan Doktor stwierdził, że dziewczynka, 6 tygodni i zapchlona ;) Wymęczył smarkacza, bo wypsikał ją całą preparatem na pchły. Była cała mokra, trzęsła się z zimna, ale oczywiście wyłaziła z ręcznika! Co za uparciuch! A w domu nosiłam ją w ręczniku, żeby porządnie wyschła, bo puszczona w łazience, biegała za piłeczką ;)


No i w sobotę zaczęło się czekanie na kupę! Bo jak to tak, tyle jeść i kupy nie robić? Mała wcina i puchę i chrupki. Trochę się obawiałam, czy pije wodę, bo wydawało mi się, że nie. Więc wodę dolewałam jej do mokrego jedzenia ;) Sikała kilka razy dziennie, bezbłędnie umie korzystać z kuwety!





Cała sobota minęła, a tu kupy ni ma.... :D


Położyłam małej na podłodze mój stary sweter, ponieważ dziad siedział na podłodze, zamiast w łóżeczku i jak brałam ją na ręce, to czułam jakie ma zimne łaputki. Poza tym podczas zabawy starałam się masować jej brzuszek, tak jakby robiła to jej mama. Taki maluch jeszcze przynajmniej 6 tygodni powinien być ze swoją mamą.... Ciekawe jaka historia za nią stoi? Dlaczego znalazła się sama w okolicy, gdzie nie ma domów, zaplątana w krzaki???? Tego się już raczej nie dowiemy....


W niedzielę ponosiłam ją na rękach i pokazałam całe mieszkanie, rozglądała się i kręciła cały czas główką.....pewnie już ma plan na czynienie zniszczeń :D Witek chodził za mną krok w krok, kiedy pochylałam się z małą, syczał do niej, ale cały czas nas śledził. Oprócz syczenia wydaje się spokojny i wyluzowany.



Cała niedziela minęła, a kupy jak nie było, tak nie było. Zaczęłam się martwić, bo od piątku sporo zjadła i zastanawiałam się, gdzie to wszystko się mieści ;) Na szczęście robaczek się zlitował nade mną i w niedzielę o 23:00 raczyła zrobić pierwszą kupę u nas ;) 


Tak się z tą kupą rozkręciła, że w poniedziałek rano też walnęła ;) Teraz przeważnie robi dwie dziennie 😕


Kluseczka ma niezły apetyt. W sobotę ważyła niespełna 700 gramów, dzisiaj waży już 720.


Kolejne relacje już niebawem. Jestem dobrej myśli ;)