czwartek, 28 marca 2019

podsumowanie marca

W marcu było czuć już w powietrzu wiosnę. Dłuższe dni, ciepłe powiewy i więcej słońca, a także pierwsze wiosenne burze! My jednak postanowiliśmy przedłużyć sobie zimę i wybrać się w krainę zasypaną śniegiem, czyli do Szklarskiej Poręby. W takich okolicznościach zima jest piękna i ma sens ;) I jak nie lubię zimy, to mogłam nacieszyć oczy nieskazitelną bielą i wypełnić kartę w aparacie cudownymi krajobrazami....



I troszkę wiosny, żeby nie było ;)


Natomiast kotki w tym czasie spędzały czas w domku, pod opieką "babci", dzięki czemu Witek miał przerwę w diecie. Dałam mojej mamie instrukcję, ile kotki mają dostawać, jak często i którego jedzonka. Po czym za kilka godzin miałam telefon: "Przemyślałam to wszystko, co mi powiedziałaś....zwariowałaś, przecież one będą głodne przy takim dawkowaniu! Ja im dam po swojemu". Zaniechałam jakiejkolwiek dyskusji z mamą, w końcu przez 4 dni nie mogły przytyć aż tak bardzo ;) niech też mają wakacje.


Co robi kociara na spacerze? Szuka kotów ;) Czasami udaje się jakiegoś zauważyć, ale takich, które dają się pomiziać jest niewiele. Tutaj spotkanie z dobrym znajomym!


Ksenia z Witkiem ostatnio wstają jak na zawołanie, codziennie o 4:15. Chyba mają jakieś wewnętrzne budziki, nastawione na konkretną godzinę. Ptaszki od rana ćwierkają, co na pewno nie pomaga im w spokojnym dospaniu, chociażby do 5:30.... 


Poza tym Ksenia codziennie godzinami płacze pod szafą, żeby jej otworzyć. Drapie dywan i się pod nim chowa. Chyba weszła w jakiś etap rozwojowy pod tytułem "mały maruder". 


A może zaczyna dojrzewać? Innych oznak zbliżającej się rujki nie odnotowałam.... Z jednej strony chciałabym, żeby było to już za nami, ale z drugiej, niech jeszcze będzie beztroskim dzieckiem, które nie musi iść pod skalpel....



Marzec kończy się zmienną pogodą, a dla mnie ciężkim czasem zmęczenia. Mam nadzieję, że kwiecień przyniesie wreszcie słońce i ciepełko, które pozwoli naładować akumulatory....


niedziela, 24 marca 2019

zjedzą mnie te koty

Ksenia od kilku dni całkowicie odmówiła jedzenia chrupek.... Woli umrzeć z głodu, ale chrupek nie ruszy. Witkowi chętnie podbiera jego suchą karmę, więc ewidentnie nie pasuje jej ta dedykowana tylko dla niej.... Więc daję jej tylko karmę mokrą, a zamówiłam chrupy dla niej, bo Witkowych nie chcę jej dawać. Aktualnie koty testują karmę mokrą Cosma. 

  
Karma zakupiona w zooplus. Szkoda, że na stronie nie jest podany dokładny skład karmy. Wiem, że w tym pudełku jest wiele smaków, ale można podać chociażby przykładowe smaki. Piszę to dlatego, że zamawiając kupujemy trochę kota w worku, a skład jest taki, że warto się tym pochwalić!


Karma przychodzi do nas zapakowana w pudełko, a w nim 14 puszek po 85 g. Cena jest dosyć atrakcyjna, biorąc pod uwagę jakość karmy. Mamy tu do czynienia z karmą filetowaną w galarecie. Jest to dobry sposób, aby wypróbować wszystkie smaki, jakie oferuje firma i zaobserwować, co nasz kot je chętnie, a co zdecydowanie mu nie pasuje. 


W zestawie znajdziemy takie smaki jak: tuńczyk, kurczak, sardynki, makrela, łosoś, kurczak z wątróbką, tuńczyk z rakami, kurczak z krewetkami, tuńczyk z kurczakiem, kurczak i kawior z tuńczyka, kurczak z jajkiem przepiórczym. Na opakowaniu nie mamy nic w języku polskim. Jak zapewnia producent, karma nie zawiera żadnych wzmacniaczy smaku, sztucznych barwników czy konserwantów. Każdy smak zawiera w okolicach 50% mięsa, ryż i wodę. 


Moje kotki żadnym smakiem nie gardzą, wszystko im smakuje. Szczerze polecam ten zestaw. Idzie do nas już drugie pudełko ;) Pojedzone kotki, to szczęśliwe kotki! Mają siłę do zabawy, biegania i wygłupów!


Dobra jakościowo karma to też zdrowie naszego mruczka i ładna sierść. Czasami się śmieję, że koty mnie zjedzą z tymi puszkami, ale zawsze świadomie podejmuję decyzję o zakupie dobrej jakościowo karmy. Wiem, że to trochę kosztuje, ale zdrowie i dobre samopoczucie naszych mruczków zależy od nas i naszych wyborów. Zawsze mnie to bardzo cieszy, kiedy chętnie jedzą i przy tym rozkosznie mruczą. Uwielbiam to ;)


Trzymajcie kciuki, żeby Kseni przypadła do gustu zamówiona sucha karma. Chciałabym, żeby jednak trochę chrupek pałaszowała ;)


środa, 20 marca 2019

wiosna

Podobno dzisiaj jest pierwszy dzień wiosny. Tej astronomicznej. Jutro zaczyna się ta kalendarzowa....czy jakoś tak?  Wreszcie się doczekaliśmy!


Matka w tych okolicznościach zrobiła wiosenny wystrój wnętrza i  przy okazji mnie wystroiła wiosennie. Mam na sobie ubranko, które testowaliśmy, a jego recenzję możecie zobaczyć TUTAJ. 
Recenzja jest zdaniem subiektywnym Matki. Chętnie się podzielę z Wami moją opinią. Nie lubię być ubierany!!! Nafuczałem na Matkę okrutnie, ale dostałem kociego kabanoska i trochę mi ten foch minął. No wiecie... nic za darmo. Zwłaszcza jak trzeba z siebie robić pajaca...


Matka cyknęła kilka (...naście... no ona nie ma umiaru) fotek i mnie rozebrała. Może i ładne to ubranko, ja się nie znam. Ale go nie lubię i tyle. Mam nadzieję, że matka się tymi zdjęciami nasyci i już mnie nie będzie ubierała. 

Serio kobieto, nie rozumiem z czego się tak cieszysz...

Mam nadzieję, że nie będę chorował zimą i mnie w tym wdzianku nie wezmą do weta, bo moja kocia duma tego nie przetrwa. Już wystarczy, że Dyziek paradował po lecznicy w różowym, niemowlęcym body, a asystentki się tym faktem zachwycały. Nie potrzebuję, żeby na widok mnie w kwiatach posikały się z wrażenia....  

niedziela, 17 marca 2019

czytanie z kotem (14)

Dzisiaj książka nie w moim stylu, ale w sumie nie zaszkodzi od czasu do czasu przeczytać coś innego. Tym razem thriller...


Książkę kupiłam pod wpływem jakiejś rozmowy w telewizji śniadaniowej. Jeżeli dobrze pamiętam, oglądałam wywiad z autorką. Fabuła wydała mi się na tyle ciekawa, że postanowiłam przeczytać. A mowa o książce "Księgobójca" autorstwa Mai Wolny. 


Informacja z okładki:
"Deszczowy Amsterdam, mała księgarnia przy jednym z kanałów. Jej właściciel, Polak, Wiktor Krzesim, obserwuje miasto przez sklepową witrynę. Dni upływają mu monotonnie, aż do momentu, w którym do kamienicy na przeciwko wprowadza się grupa przyjaciół. Jedną z lokatorek okazuje się dawna, skrywana miłość Wiktora, Marianna. Wiktor zna nie tylko jej rodzinną historię, ale również inną wielką tajemnicę.

W tym samym czasie inspektor Eva Paelinck prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci znanego w mieście restauratora mebli. Kiedy policjantce wydaje się, że złapała sprawcę, niespodziewanie ginie kolejna ofiara. Wszystko wskazuje na tego samego zabójcę. Okazuje się, że księgarz, który przez całe dnie obserwuje okolicę, wie więcej niż policja. Szyba księgarni, tak jak lustro weneckie, zaciera ślad między tym, kto jest podejrzanym, a kto ofiarą. Jednak jeśli czytelnik będzie wystarczająco uważny, odkryje zaszyfrowany w powieści klucz, który ujawnia imię sprawcy".


Klimat deszczowego Amsterdamu i starej księgarni ze zdziwaczałym właścicielem od razu mi się spodobał i odpowiednio nastroił mnie do lektury. Jednak bardzo szybko akcja zaczęła się wlec ślimaczym tempem. Opisy dni w księgarni, przemyśleń i wspomnień księgarza momentami są strasznie nudne i nic nie wnoszą do akcji, przynajmniej dla mnie. Rozdziały dotyczące drugiej bohaterki, Marianny, często cofają się do jej lat młodości opisując wydarzenia, które dopiero pod koniec książki nabierają dla czytelnika sensu. Są również rozdziały dotyczące Evy, policjantki, która na swoją rękę prowadzi śledztwo. I jak dla mnie, te fragmenty, są najciekawsze. 


Ogólnie książka nie jest zła, ciekawy pomysł, interesujące wątki i niepowtarzalny klimat. Jednak akcja ciągnie się ślimaczym tempem. Może to celowo.... przypuszczam, że na pewno celowo, jednak mnie to bardzo męczyło. Wydaje się, jakby morderstwo i znalezienie sprawcy, nie było najważniejszym elementem fabuły. Jest ono obok innych spraw bohaterów, którzy zmagają się ze swoimi problemami. Jednak nie tego oczekiwałam od tej książki i może dlatego nie umiem docenić jej walorów. Sięgam po kryminały i thrillery bardzo rzadko, ale jak już to robię, spodziewam się napięcia, niespodziewanych zwrotów akcji, a w tej książce zdecydowanie tego brakło. Tutaj autorka skupia się na relacjach między bohaterami oraz na skomplikowanych uczuciach, emocjach, przemyśleniach. To bardziej książka psychologiczna niż thriller. I tak na nią trzeba patrzeć. Osoby poszukujące wartkiej akcji będą rozczarowane.


Ciekawa jestem, czy ktoś z Was czytał tę książkę? Jeżeli tak, podzielcie się swoimi wrażeniami ;)

sobota, 9 marca 2019

obalamy mity o kotach cz.2 - koty to złośliwe bestie

Kto się nie spotkał ze stwierdzeniem, że koty to złośliwe stworzenia? To chyba najpopularniejsza bzdura rozpowszechniana przez ludzi, którzy kompletnie nie znają kotów...


Skąd się bierze to krzywdzące stwierdzenie? Chyba stąd, że słyszymy, jak to kot komuś nasikał do butów (niejednokrotnie miałam nasikane do butów ;)), zrobił kupę na łóżku czy podrapał coś lub kogoś. I na pewno zrobił to z czystej złośliwości, mściwości, zazdrości czy nienawiści. A wszystkie te stany emocjonalne to czysto ludzkie uczucia, których koty nie odczuwają...


Nawet najcudowniejszy, najmądrzejszy, ten nasz kot, którego kochamy najbardziej na świecie, jest zwierzęciem, po prostu jest KOTEM. Nie odczuwa skomplikowanych uczuć i emocji, tych typowo ludzkich. Ale na pewno odczuwa mniej skomplikowane emocje takie jak radość czy smutek, miłość, tęsknotę i ból. Na podstawie tych uczuć przejawiają zachowanie, które my ludzie interpretujemy i nadajemy mu sens, którym koty się nie kierują w swoim toku myślenia.


Jeżeli kot nasikał poza kuwetą, to najprawdopodobniej ma problemy zdrowotne, kuweta jest brudna i śmierdząca lub nie odpowiada mu żwirek. Jeżeli drapie nam meble, to nie dlatego, że chce zrobić nam na złość, ale dlatego że taką ma naturę, a jego potrzeby nie są odpowiednio zaspokajane. Pamiętajmy o tym, zanim ukarzemy kota za jego zachowanie, sprawdźmy dlaczego tak, a nie inaczej się zachował.



Myślę, że temat jest bardziej rozbudowany i skomplikowany i nie da się go wyczerpać w tak krótkim wpisie. Ale specjalnie nie rozbudowałam tematu, ponieważ mam kilka książek o kocim zachowaniu, które na pewno rozwiążą wiele kwestii i wątpliwości ;) Na pewno z wnioskami podzielę się z Wami tutaj. A tymczasem życzę wszystkim udanego i słonecznego weekendu!

środa, 6 marca 2019

koci....trądzik

Brzmi niewiarygodnie, ale potwierdzam. Istnieje! Oczywiście przerabiamy to z Dyziem. Z tym kotem przejdziemy przez wszystkie niewiarygodne kocie choroby.... Dyziu miewa takie dziwne czarne kropki na brodzie. Sprawiają wrażenie, jakby się łuszczyły. Nie przywiązywaliśmy do nich uwagi, aż do czasu, kiedy Dyziu miał całą brodę czarną, jakby się uderzył i miał krwiaka. Coś takiego wydarzyło się u niego już dwa razy. O ile za pierwszym razem byliśmy pewni, że "kaciała" spadł z drapaka, o tyle za drugim razem troszkę nas to zaniepokoiło. Przy okazji szczepienia, na które wybraliśmy się tydzień temu, pokazaliśmy brodę Dyzia lekarzowi. I właśnie On stwierdził, że to koci trądzik. Dał maść, do stosowania na wysypkę....


Koci trądzik u Dyzia ma związek z pracą jego gruczołów łojowych, ale także ma na niego wpływ higiena wokół pyszczka. Jest to miejsce, gdzie pozostają resztki jedzenia, co sprzyja rozwijaniu się trądziku. Występowaniu tego schorzenia całkowicie zapobiec się nie da. Jednak możemy zadbać o czystość kociej miski, co pozwoli na ograniczenie ilości występujących bakterii wokół kota. Plastikowe miski najlepiej zastąpić metalowymi, ceramicznymi lub szklanymi. Na plastiku, w toku użytkowania, powstają zarysowania, w których bakterie świetnie się czują. Miski powinny być zawsze czyste i umyte po każdym posiłku, także miska na wodę powinna być myta. Jeżeli kot niezbyt dobrze radzi sobie z higieną pyszczka i zauważamy, że ma tę okolicę ciągle niedomytą, pomóżmy mu. Wystarczy wacik oraz sól fizjologiczna i gotowe ;) 

Jesteśmy bogatsi o kolejne kocie doświadczenie! A swoją drogą, nasza Ksenia średnio radzi sobie z higieną pyszczka. Nie wiem czy wynika to z jej wieku, czy z jej temperamentu (ma ważniejsze sprawy od umycia gęby!). W każdym razie często pomagam jej w domyciu nosa albo oczu ;) Ostatnio nasza księżniczka wreszcie zakumała, po co leży na oknie koci materacyk. Przez wiele tygodni siedziała obok niego, aż wreszcie zrozumiała, że to pod jej szanowną dupkę...


niedziela, 3 marca 2019

kocia sobota

Powiem Wam, że po kilku miesiącach mieszkania z tym burym szczochem zauważam jedną, dużą zaletę. W soboty wypoczywam! Zawsze byłem kotkiem zapracowanym, bo wiadomo, że Matka z wszystkim sama sobie nie poradzi. Od kiedy jest u nas ten wypłosz, wszystko robi za mnie :D Urzęduje w kuchni, gdzie bardzo intensywnie się angażuje :D


Matka opanowała do perfekcji jeden przepis i co weekend piecze chlebek bananowy. A mała jej pomaga, nie wiem czy akurat to Matce pasuje, ale co tam. Jakoś sobie radzi i jak do tej pory szczocha jeszcze nie upiekła w piekarniku :D


W piciu herbaty Matce też pomaga :D


Ale żeby nie było, że tylko śpię... I żeby nie było, że w moim własnym wpisie nie pojawię się ani raz, to Wam powiem, że wstawałem na posiłki. Ile można w końcu odpoczywać? ;) Mała szybko załapała na czym polega żebractwo i teraz terroryzujemy człowieków razem. Z tym, że Mała jeszcze ma piskliwy głos i żebractwo w jej wykonaniu brzmi jeszcze mało dostojnie. Nie to, co moje ;)


 Wieczorem trochę z Małą poświrowaliśmy. Swoją drogą, ciekawe skąd ona ma tyle energii???


Ten głąbek bywa irytujący. Jak się uweźmie na mnie i mój ogon, to czasami muszę się solidnie wkurzyć i przywołać to do porządku. Myślicie, że ona się cokolwiek tym przejmuje? Strasznie bezstresowo wychowywane są te współczesne dzieci.... Niczego i nikogo się nie boją...


Ta mała jedynie trochę cyka się odkurzacza, ale wiadomo, odkurzacz jest straszny. Z tym nie będę dyskutował nawet ja ;)


A matka dzisiaj zrobiła ze mnie poduszkę, bo chciała przygotować kolorową sesję zdjęciową. Pewnie jesteście ciekawi jak wyglądam w roli poduszki.... No cóż, musicie zaczekać jeszcze chwilę, ale zdradzę Wam, że wyglądałem zajefajnie! ;)