sobota, 29 lutego 2020

podsumowanie lutego

Luty za nami! Jeśli chodzi o mnie, był bardzo leniwy, bo niewiele mi się chciało, niewiele pisałam, niewiele czytałam, niewiele fotografowałam... Pod tym względem od wielu tygodni już tak jest. W styczniu sporo czytałam, a teraz nie mam już nawet na to ochoty....


W lutym eksperymentowałam troszkę ze zdjęciami. Zrobiłam kurs on-line i na pewno będę kontynuowała to dokształcanie się w zakresie fotografii ;) Więc ostro się motywuję i mam nadzieję, że będzie szło ku lepszemu...  Zakupiłam drobne światełka, które fajnie wyglądają na zdjęciach. 


Niestety światełka długo mi nie służyły, ponieważ Ksenia wzięła je w obroty i przegryzła....


Tak więc sami widzicie, to jest niezła łobuziara, chociaż wygląda jak aniołek ;)


Bo ja jestem aniołkiem! Chyba nikt nie ma wątpliwości...?


Co prawda nie w lutym, ale jeszcze w styczniu, ale przeczytałam fajną książkę i jakoś nie było okazji z Wami się podzielić wrażeniami z tej lektury. Książkę przeczytałam za darmo w ramach styczniowej akcji w aplikacji woblink. Nadal czytanie ebooków nie jest moją ulubioną formą, ale powoli, powoli się przekonuję ;) Kryminały nigdy nie były jakoś za specjalnie przeze mnie lubiane, a tu już kolejny, który przypadł mi do gustu.


Książka nie jest nowa, bo premierę miała w czerwcu 2018 roku i jak już zdążyłam się zorientować, autor popełnił kolejną część z podkomisarz Warwiłow w roli głównej. Bo to właśnie ona jest główną bohaterką książki Jędrzeja Pasierskiego "Dom bez klamek". Podkomisarz prowadzi śledztwo dotyczące morderstwa, jakie miało miejsce na oddziale szpitala psychiatrycznego. Wiadomo, takiej tematyki nie mogłam sobie odpuścić ;) Zawsze jestem ciekawa, jak szpital psychiatryczny będzie ukazany, jego pacjenci i personel medyczny. Lektura przypadła mi do gustu, chociaż muszę przyznać, że momentami się gubiłam w zagmatwanej fabule.... Ale nic Wam nie zdradzę, jak zwykle ;) Poza tym, oprócz morderstwa i szukania sprawcy, mamy prywatny wątek podkomisarz Niny, który także jest dosyć ciekawy. Polecam ;)


Kotki w lutym troszkę pracowały, czyli testowały coś nowego ;) Jeżeli ktoś przegapił ten wpis, to zapraszamy TUTAJ


Przez większość czasu jednak koty broiły i psociły, jak to koty ;)


Zwłaszcza ten szprotek!


Moja Mama jest zawsze pod wrażeniem, że Ksenia na rękach, w ogóle się nie wyrywa i cierpliwie poddaje się pieszczotom. Od małego była noszona i dobrze jej się to kojarzy, więc nie ma powodu się denerwować będąc na rękach ;) Prawda, że jest kochana?


Za to Witek nie lubi być noszony i brany na ręce. Przychodzi się tulić i głaskać, ale bez podnoszenia ;) Tacy są od siebie różni. Witek inaczej okazuje swoją miłość, chodzi za mną krok w krok, przytula się, przychodzi do łóżka, jak siedzę na sofie to śpi zaraz przy mnie. Wchodzi mi niemal na głowę ;)


Uwielbiam te moje futerka ;) Świat bez nich byłby taki nudny i smutny.


Może w marcu zmotywuję się do bardziej regularnego prowadzenia bloga... może... Ciężko mi się zabrać do pewnych rzeczy, które jeszcze do niedawna sprawiały mi przyjemność. Ale wierzę, że zrobi się cieplej, dni będą dłuższe, będzie słońce, to i ochota wróci ;) Na razie pozostaję w swoim letargu.


Na Kseni ćwiczyłam ostatnio nowe opcje użycia aparatu i niby mała rzecz, a bardzo mnie cieszy. Powoli rozgryzam te bardziej zaawansowane funkcje, bo fotografowanie w trybie auto nie daje mi już satysfakcji. A modelka była wyjątkowo spokojna i cierpliwa, bo przeważnie porusza się w takim tempie, że ciężko ją uchwycić ;)


Bez żalu żegnam ten miesiąc i z wielką niewiadomą czekam na marzec. Zapowiada się ciekawie, mam nadzieję, że uda się zrealizować plan i odpocząć, bo bardzo tego potrzebuję...

Czy już idzie ku wiośnie???


czwartek, 27 lutego 2020

kociopamiętniczek Kseni

Muszę koniecznie o tym napisać! Znowu wąchałam lampę! Jak ja lubię takie zabawy na wysokościach! Ogólnie baldzo lubię się bawić.


Ale musicie wiedzieć, że ze mnie też placowity kotek czasami jest. Dziadek zlobił mi ładny palapet, bo ja lubię siedzieć w oknie. I lazem z Mame ten palapet wykańczałyśmy. Chociaż podobno ja przeszkadzałam, ale się nie przyznaję do tych zarzutów.


Przeszkadzał to Gluby, bo usiadł i zejść nie chciał.


Mama to nasze siedzenie wykorzysta, żeby poćwiczyć zdjęcia z lozmazanym tłem. Tylko nie wiem czemu akulat ja lobiłam za lozmazane tło? Przecież to Gluby jest brzydki i mógłby być lozmazany...

sobota, 15 lutego 2020

miska wspierająca aktywność kota

Daaawno nic nie testowaliśmy, nie mieliśmy żadnych kocich gadżetów. Nie wiem z czego to wynika, może z tego, że ograniczam kupowanie rzeczy zbędnych, takich które posłużą do zdjęcia, będzie kilka dni zabawy, a potem będzie coś zalegało w szafie. Taka prawda, że większość kocich zabawek jest zbędna, bo kot zadowala się kulką z papieru albo zakrętką z mleka ;) Jednak postanowiłam kupić coś, co wydało mi się atrakcyjne i przydatne w naszym przypadku, zatem zapraszam na recenzję miski wspierającej aktywność kota.



Miska została zakupiona w sklepie Lidl za 29,99. Ciężko mi się wypowiedzieć co do ceny, wydaje się ona raczej adekwatna, nie jest zbyt wygórowana. Nie było problemu z zakupem tego produktu, na półce leżało kilka sztuk i chętnych na nie nie było zbyt wielu. Mamy z tej serii drugą zabawkę, motylka, którego opisaliśmy TUTAJ



Co pisze producent:
  • idealna miska do kontrolowanego karmienia
  • spowalnia przyjmowanie pokarmu
  • innowacyjny design z naczyniami o dwóch różnych rozmiarach
  • ze stabilną podstawą
  • łatwa w czyszczeniu
  • z matą antypoślizgową

Co do jakości wykonania, to nie mam zastrzeżeń. Są to produkty dobrze zrobione, wszystko do siebie dobrze pasuje, chociaż założenie maty antypoślizgowej zajęło mi kilka minut ;) I teraz pytanie fundamentalne: czy zabawka spełnia swoją funkcję?



Na samym początku głównie zainteresowała się zabawką Ksenia. Ale nie chciało jej się chrupek wygrzebywać łapką, więc chwyciła całe naczynie plastikowe w zęby, wyjęła z zabawki, a kiedy upuściła na podłogę, chrupki się wysypały ;) Ksenia szybko jednak doszła do wniosku, że jej się nie chce aż tak pracować na kilka chrupek i podziękowała. Ona w ogóle nie jest fanką chrupek, to motywacja słaba do zabawy. Za to do akcji włączył się Witek, który intensywnie wygrzebuje chrupki z naczynek. To jest żarłok, więc zrobi wszystko, żeby zyskać kilka dodatkowych kawałeczków jedzonka, które kocha. 



Czy warto kupić?
Odpowiedź może niewiele pomoże niezdecydowanym, bo powiem: i tak i nie ;) U nas na pewno będzie służyć jako zabawka, atrakcja i urozmaicenie. Raczej nie wyobrażam sobie dawać w tym Witkowi regularnych posiłków. Natomiast myślę, że może się ta misko-zabawka sprawdzić u kogoś, kogo kot je bardzo łapczywie i szybko. Tutaj kot każdy kawałek musi sobie wygrzebać, co zajmuje mu czas i skłania do pewnej aktywności. Jeżeli dajemy kotu jakieś przysmaki, to warto je wrzucić właśnie do takiej zabawki, niech się kot trochę pomęczy, pokombinuje. Będziemy na pewno tego w taki sposób używać, ale od razu mówię, że nie jest to produkt niezbędny i pierwszej potrzeby ;)


Powiem Wam, że raz zrobiłam tak, że Kseni dałam porcję mokrego jedzonka do zwykłej miski, natomiast chrupki Witka wsypałam mu do tej zabawki... Nie chcecie wiedzieć z jakim wyrzutem na mnie popatrzył....


Jeżeli chcecie zobaczyć, jak kotki korzystają z tej zabawki, zapraszamy Was na film:

niedziela, 9 lutego 2020

kocia sobota

Nic tak nie relaksuje kota, jak możliwość ucięcia sobie drzemki o każdej możliwej porze dnia, w każdy możliwy dzień tygodnia... Zazdrościcie, prawda?


Mam ten plus, że mała siostra odwala ostatnio za mnie rolę irytującego pomocnika we wszystkim! Więc ja już nie muszę, ona pomaga Matce, a ja w tym czasie śpię. Nie ma to jak siostra, czasami się przydaje ;) Właśnie prasowała z Matką firankę, miała zabawę przednią z tego, za to Matka....no kobieta dostała chyba rozstroju nerwowego i zawiesiła prasowanie do czasu, aż ten szprot zmądrzeje... W związku z tym obawiam się, że przez najbliższe lata nic nie będzie w tym domu prasowane....Ufff jak dobrze, że nie pracuję w biurze, bo musiałbym do pracy chodzić w niewypracowanych koszulach.... :P


 Matka musiała odreagować te nerwy, więc razem chillowaliśmy na kanapie, a mała spała na desce do pracowania. Co kto lubi, ja zdecydowanie wolę miękką kanapę.

Jednak za długo leżeć nie można, bo od tego kotek robi się głodny. Więc obydwoje, ze Szprotem, upominaliśmy się głośno o jedzenie. Co jak co, ale Mała załapała o co chodzi w żebractwie i też teraz drze japę o żarcie, więc Matka nie może już przejść obok nas obojętnie. Dla lepszego efektu drzemy japy ze stołu a nie z podłogi, więc nerw Matki jest tym większy! Ma się te narzędzia perswazji ;)


 A na koniec Matka przyłapała mnie na lizaniu Gówniaka. Nie to, żebym jakoś szczególnie lubił tego wypłosza, po prostu nie mogę obojętnie przejść obok brudnej doopy tego wariata :D


Tyle na dzisiaj, wracam do spania!

                                                                                      Wasz Witek