Zawsze w listopadzie nachodzi mnie nostalgia i refleksja. Głównie nad przemijaniem i odchodzeniem. Jako, że jestem osobą bardzo wrażliwą, nie lubię tych tematów, omijam je jak mogę i jestem świadoma, że mam z tym problem. Ale jedno wiem na pewno. Nie akceptuję słowa "zdychać". Jakiś czas temu ten temat był mocno grany i czytając różne komentarze, wiem, że dzieli Polaków... Ja osobiście nie zgadzam się z tym, że zwierzęta zdychają, a ludzie umierają. Jestem zwolenniczką teorii, że wszystko co żyje, kiedyś umiera, czy to roślina, owad, krowa, pies, kot czy człowiek. Ludzie mają ogromną potrzebę wywyższania się, bycia lepszymi od wszystkich innych żywych istot na tej planecie, a może i w całym wszechświecie. A po prostu jesteśmy żywymi organizmami, jak wszystkie inne. Jak patrzę na niektóre jednostki, to śmiem twierdzić, że od jakiegoś czasu nawet nie jesteśmy najmądrzejsi ;) Ale to już temat na inny wpis.
Myśląc nad wszystkimi, którzy odeszli, zarówno ludźmi, jak i zwierzętami, cieszę się, że ostatni rok nas oszczędził, nikogo z bliskich nie musiałam żegnać. Chociaż w pożegnaniach osób dalszych brałam udział i też były to dla mnie trudne doświadczenia. I wiem, że im starsza jestem, tych pożegnań czeka mnie więcej i sama taka myśl jest najzwyczajniej w świecie trudna...