wtorek, 3 września 2019

w dniu zabiegu

Tego dnia słońce wzeszło, jak zwykle. Jak mawia Pańcia, piękny malowniczy wschód... Ja się nie znam, w każdym razie nic nie zapowiadało tragedii!



Poszliśmy z Matką do łazienki. Dzień jak co dzień. A potem do kuchni. Pańcia się pokręciła i poszła się ubierać. A zawsze w tym momencie dawała nam jeść! Coś było nie tak! Gdzie podziały się nasze miski? Dlaczego je schowała????



Kiedy Matka wróciła, wysłałem komunikat niewerbalny. Sami zobaczcie, od razu po moich oczach widać, że kotek głodny nieziemsko! Prawda? A kto jak kto, Matka potrafi odczytywać niewerbalne sygnały. Co prawda twierdzi, że się nie da na nie nabrać, ale wie o co chodzi. Natomiast wsparcia w gówniaku nie miałem, ona nigdy nie jest aż tak zdesperowana w pozyskiwaniu jedzenia... 

Kiedy zobaczyłem, że sygnały niewerbalne nic a nic nie działają, postawiłem na komunikat werbalny, czyli wszcząłem regularny opieprz! Nagadałem Matce, żeby natychmiast napełniła miski!


Kiedy Matka zaczęła opuszczać naszą bazę, doszedłem do wniosku, że  kompletnie zdurniała! Wyszła z domu zapominając dać nam śniadanie!!!! Takie coś jeszcze nigdy nie miało miejsca!!! Jak ona mogła? Może gdybym miał wsparcie, coś bym wskórał? Ale gówniak szybko odpuszcza takie akcje i godzi się z losem. Zero żyłki waleczności!


Z resztą,  o czym my tu mówimy? Sami popatrzcie, już na pierwszy rzut oka widać, że nadmiarem rozumu toż to nie grzeszy!


Kiedy Matka wróciła, szybciej niż normalnie, zapodałem focha. Mam swoją godność i ze zdrajcami nie gadam! Ale kiedy wyciągnęła transporter i powiedziała do gówniaka, żeby się pakowała, nie miałem ani chwili zawahania. Zapakowałem się i rozpocząłem strajk okupacyjny! Wiedziałem, że jak wyjdą, to będę czekał na śniadanie aż do kolacji. Kurła, na to pozwolić nie mogłem!!!


Nie żartuję! Dasz chrupki, będziesz miała transporter! 


I o dziwo poskutkowało! Matka dała kilka chrupek, a gówniaka szybko wpakowała do transportera. Czyli od samego początku chodziło o burą przybłędę! A ja solidarnie musiałem głodować razem z nią.... Ktoś mi powie gdzie tu logika? Gdzie tu sens? I niby ludzie gatunek myślący? Phiiiiii  

Ale szczerze Wam wyznam, że jak Matka wróciła bez gówniaka, to trochę się zmartwiłem... Narzekam na tego wariata, ale już się do niej przyzwyczaiłem i trochę posmutniałem, że jej już z nami nie ma...


Ale wieczorem okazało się, że szprotek wrócił do nas, chociaż w dziwnym stanie. Na kilometr czuć było, że wróciła od lekarza... Przydżumiona, przewracała się, przyznaję, że trochę się dygałem tego jej stanu....


Biedna była tak naszprycowana, że musiała się podpierać ściany. 


No nie powiem, przejąłem się! Gówniak był strasznie do siebie nie podobny! Bez biegania, szaleństwa i zaczepiania mnie! 


Zmartwiłem się, bo w ogóle nie wychodziła ze swojego legowiska, Matka ją przenosiła, wsadzała do kuwety i nosiła jedzenie do pokoju, bo burek nawet nie dał rady przyjść do kuchni. 

 



W kolejnych dniach było już troszkę lepiej i mam nadzieję, że gówniak dojdzie do siebie, bo nie mam się z kim gonić i z kim bić! Przecież nie będę lał szprota w kubraczku pooperacyjnym! No mam swoje zasady ;)


4 komentarze: