poniedziałek, 17 września 2012

poniedziałek

Dyziu od rana wyczuwał, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Chociaż już mi wybaczył krótki wyjazd, była zabawa pościelowa, to kiedy podeszłam około 11:00 do niego, przywarł do parapetu i był bardzo spięty. Oczywiście miał rację, czekała nas wizyta u WETERYNARZA. Dyziek nadal trochę się drapie, tydzień temu byliśmy u pani doktor, dostał zastrzyk i dzisiaj miała odbyć się kolejna wizyta.

Przy wkładaniu do transporterka był bardzo grzeczny. Spokojnie przyjął do wiadomości, że nie ma szans i że trzeba jechać.

Ludzi, jak to w poniedziałek, masa. Akurat trafiliśmy na cewnikowanie kota, więc kolejka stanęła na dobrą godzinę. Nikt, tak jak ja, tego nie rozumiał, więc grzecznie czekaliśmy. Sami to przeszliśmy, więc wiem jak to jest. Nic przyjemnego. Dyziu spokojnie spał w transporterku.

W klinice spotkaliśmy się z Panią Hodowczynią, od której kupiliśmy Dyzia. Dyziu na panią Ewę NAFUCZAŁ!!! Nigdy tak się nie zachowywał. Zwłaszcza, że często głaszczą go obcy ludzie i taka reakcja miała miejsce pierwszy raz. Pani hodowczyni stwierdziła, że pewnie poczuł kocurka. No taki ten Dyziorek urwisek ;-)

Pani doktor jeszcze dzisiaj dała Dyziowi zastrzyk. Ostatni! Pochwaliła Dyzia za to, że jest taki grzeczny ;-) Miejmy nadzieję, że następna wizyta, to będzie kastracja ;-)

9 komentarzy: