niedziela, 22 sierpnia 2021

życie z kotem bez lukru: jakiego kota wybrać

Wreszcie rozpoczynam nową serię, która chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu. Posty te szczerze i bez ogródek opiszą i pokażą (zdjęcia tylko dla czytelników o mocnych nerwach) jak wygląda życie z kotem każdego dnia. Nie zamierzam ani oczerniać kotów, ani zniechęcać kogokolwiek do posiadania kota. Chciałabym jedynie, aby ktoś, kto marzy o kocie, świadomie podjął decyzję o opiece nad nim i wiedział z czym to się wiąże. Koty są miłe, kochające i śmieszne. Ale oprócz tego wiąże się z tym ogrom odpowiedzialności, a chyba nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Oczywiście decyzja o posiadaniu jakiegokolwiek żywego stworzenia jest związana z odpowiedzialnością, ale ponieważ osobiście posiadam koty i prowadzę koci blog, pokażę to na przykładzie kotów.


A serię wpisów zaczniemy od tematu najłagodniejszego, chociaż nie wiem czy faktycznie taki jest. Każdy kto ma w planie lub sferze marzeń zamieszkanie z kotem, staje przed decyzją skąd takiego towarzysza przynieść. Wydaje się na pierwszy rzut oka, że opcje są dwie: hodowla lub schronisko/fundacja.

Temat nie jest taki prosty i od razu uprzedzę, że opiekunów kotów rozgrzewa do czerwoności. Jak ostatnio widzimy, nas Polaków potrafi podzielić dosłownie wszystko. Tak też środowisko kocie jest równo podzielone. Bo jedni krzyczą głośno "nie kupuj, adoptuj!", a drudzy mówią, że tylko rasowy kot to stworzenie "pewne". I podsumuję to tak, że i jedni i drudzy mają rację i jednocześnie racji nie mają.



Jako, że w swoim życiu doświadczyłam zarówno przygarnięcia kota "z niewiadomą historią", jak i kupiłam kota rasowego w hodowli, uważam, że mam prawo się wypowiedzieć. Zacznę od kotów rasowych.

Rozumiem ten stan, kiedy ktoś marzy o kocie z konkretnym charakterem, pewnymi cechami i o konkretnym wyglądzie. Rozumiem! Sama marzyłam o wielu rasach, w ostateczności zdecydowałam się na dwie. Po śmierci naszych przygarniętych kotek, podjęłyśmy (głównie) z mamą decyzję o zakupie kota rasowego. Przeczytałyśmy wiele książek opisujących cechy charakterystyczne różnych ras, najbardziej podobały nam się koty norweskie leśne, brytyjskie oraz maine coony. W ostateczności kupiliśmy Ragdolla, bo okazało się, że to koty o cudownych charakterach, spokojne, cierpliwe i piękne! Okazało się, że z tym opisem cech charakterystycznych dla danej rasy jest różnie. Tosia okazała się nieco inna niż koty opisywane w książkach, wtedy nie wiedziałam, że charakter kota kształtuje się nieco dłużej niż kilka miesięcy. I z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pomimo pewnego rozczarowania, Ragdoll okazał się cudownym kotem. Pomijam fakt, że jest piękna i fotogeniczna, to przy okazji jest śmieszna, spokojna, kochająca i sprytna. Mogłabym ją opisywać bardzo długo, ale to nie jest celem tego wpisu. Rok później spełniłyśmy z mamą nasze kolejne marzenie i w domu pojawił się Maine Coon Dyziu. Co to jest za cudowny i cudaczny kot! Kiedyś na pewno dokładnie napiszę o nich.



Czy żałuję decyzji o kocie rasowym? Absolutnie nie! Czy ponownie kupiłabym kota rasowego? Raczej nie.... 

Jeżeli decydujemy się na kota rasowego musimy pamiętać o jednym. Należy go kupić z dobrej i sprawdzonej hodowli. I tutaj niestety nie ma drogi na skróty! Kupowanie kota wartego kilka tysięcy złotych za kilkaset zł, czy kupowanie kota w typie danej rasy, to tylko woda na młyn pseudohodowli, które nie mają nic wspólnego z prawdziwymi hodowlami, zarejestrowanymi w związkach kynologicznych, gdzie dba się o koty i czystość rasy, gdzie hoduje się koty w dobrych warunkach i gdzie dobro kota jest na pierwszym miejscu. I niestety, to kosztuje. Ponieważ od lat nie śledzę rynku kotów rasowych, nie wiem jakie obecnie są ceny. Ale za kota z dobrej hodowli, zdobywającej tytuły na wystawach, dbającej o różnorodność genetyczną, dobrze karmiącej swoje koty, trzeba zapłacić kilka tysięcy złotych. I nie oburzajmy się. Wszystko jest dla ludzi, także koty rasowe.  Jeżeli ktoś ma pieniądze i chce mieć konkretnego kota, nie widzę nic złego w kupowaniu zwierząt rasowych.

Dlaczego nie kupiłabym ponownie kota rasowego? Pomimo, że ogromnie niektóre koty mi się podobają!?


Ano chociażby dlatego, że zmieniła mi się filozofia życiowa. Uważam, że skoro jest tyle bezdomnych istot, które czekają na dom i miłość, to trzeba im tę miłość ofiarować. I wiem, świata nie zbawię! Nawet nie próbuję. Ale adoptując jednego bezdomnego kota, nie zbawiam całego świata, zmieniam świat temu jednemu, konkretnemu zwierzakowi. I uważam, że warto. To nasze, ludzkie, działanie doprowadza do tak dużej liczby bezdomnych zwierząt. Nie myślimy o tym, żeby kastrować zwierzęta, żeby pomagać im, dokarmiać je, ale jednocześnie zadbać, aby się nie mnożyły. To my wyrzucamy naszych podopiecznych kiedy nam się znudzą, zaczną chorować czy się starzeć, kiedy przeszkadzają w wakacjach czy kiedy powiększy nam się rodzina. I celowo piszę MY, bo jestem częścią gatunku ludzkiego, za którego mi wstyd przeogromnie. 

Teraz latem, schroniska i fundacje pekają w szwach, bo tyle zwierząt straciło dach nad głową lub urodziły się na podwórkach, ulicach czy osiedlach. Więc jeżeli ktoś zastanawia się nad adopcją kota, to myślę, że jest to słuszny kierunek myślenia. Ja osobiście nie mam doświadczenia w adopcji, ponieważ moje przygarnięte zwierzaki zostały dosłownie zgarnięte z ulicy. Ale adopcja nie jest trudna. Wystarczy spełnić określone wymogi, które nie są po to, aby Ci utrudnić życie. Deklaracja, że zapewnimy zwierzakowi odpowiednie, bezpieczne warunki życia to minimum jakie musimy spełnić. Zabezpieczenie okna czy balkonu to nie fanaberia fundacji. Oni za dużo energii, czasu i pieniędzy poświęcają chorym, słabym i umierającym kotom, aby potem je wydawać do nieodpowiedzialnych domów. Tak należy na to popatrzeć. 



Biorąc kota z nieznaną historią, z pewnymi, zapewne trudnymi doświadczeniami, musimy się liczyć z tym, że kot będzie potrzebował czasu na ponowne zaufanie człowiekowi. Mogą się pojawić trudne zachowania, będzie potrzebny czas a może i pieniądze na behawiorystę, który pomoże nam się dogadać z nowym domownikiem. Ale myślę, że warto zainwestować w tę nową relację, która zaprocentuje w przyszłości. Inaczej rzecz się ma z małymi kociakami, które, jak to beztroskie dzieci, nawet są nieświadome swojej sytuacji. Szybko się adaptują do nowych warunków i uwielbiają człowieka niemal od razu. Czy to młodzika czy nieco starszego kota, WARTO adoptować koty! Czasami ma się takie szczęście jak ja, że koty jakimś cudem same się oferują do zaopiekowania ;) 

Trzecią możliwością jest adopcja kota rasowego. Nie jest to bardzo popularne i trzeba się takiego kota naszukać, ale posiadanie kota rasowego z drugiej ręki jest możliwe! Można kupić kota starszego, który "kończy karierę w hodowli" (tutaj nie oceniam, nie skomentuję, chociaż swoje zdanie na ten temat mam). Kotka lub kocur, który miał już kilka miotów, zostaje wysterylizowany/wykastrowany i szuka nowego domu. Przeważnie trzeba za takiego kota zapłacić, ale cena jest wielokrotnie niższa, niż za kota małego. Czasami bywa też tak, że dotychczasowy opiekun kota rasowego z jakichś względów (zdrowotnych, migracyjnych i innych) chce oddać lub sprzedać kota. Widuję takie ogłoszenia. Są też koty z pseudohodowli, które odebrane interwencyjnie, odratowane i wyleczone szukają domów. Trzeba jednak mieć na uwadze, że to zwierzęta rozmnażane dla zysku, bez dbałości o ich zdrowie, więc adopcja takiego zwierzaka może wiązać się koniecznością częstszego kontrolowania zdrowia i ewentualnego leczenia. Ale jak widać, możliwości jest wiele.

Zmierzając ku końcowi (wreszcie!) apeluję. Nie ważne czy posiadamy rasowego czy adoptowanego kota, najważniejsze, abyśmy decyzję o posiadaniu kota podjęli świadomie, wiedząc z czym się to wiąże, jakie są korzyści i jakie koszty, na co musimy być przygotowani i czego się spodziewać, aby nic nas nie zaskoczyło. I drugi apel, jaki mam dla nas wszystkich. Szanujmy się bez względu na to skąd mamy naszego futrzanego przyjaciela. Nie doprowadzajmy w dyskusjach do agresji względem drugiej grupy. Żadna z tych grup nie jest pod jakimkolwiek względem lepsza/gorsza czy uprzywilejowana. Każdy opiekun kota to (mam nadzieję) miłośnik kotów. Chociaż mam koty przygarnięte, z czystą przyjemnością oglądam i śledzę w Internecie konta z kotami rasowymi. Mam swoich ulubieńców i zachwycam się nimi czy to pod względem wyglądu czy zachowania. Będąc opiekunką kotów rasowych nigdy nie czułam się lepsza od innych, bo mam kota rasowego. Kot to kot i tak na to patrzmy ;) Najważniejsze, żeby nasi podopieczni byli zdrowi i szczęśliwi, a my razem z nimi! 

8 komentarzy:

  1. Bardzo pożyteczny i mądry wpis. W pełni się z Tobą zgadzam :-)
    Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejne odcinki ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ❤️ pozdrawiam i dobrego tygodnia życzę 💗

      Usuń
  2. Super post! Nic dodać, nic ująć! Pozdrowienia dla wszystkich kociastych oraz ich ukochanego personelu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W pełni się z Tobą zgadzam !!! Ja mam dwa kotki adoptowane, jedna w typie rasy norweskiej ….była podrzucona z mama ,która się chyba „wysłużyła” w jakiejś pseudohodowli 👿 Pozdrawiamy i zimne noski przesyłamy 😻te noski to oczywiście kotki 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dobrze kotki trafiły ❤️ niestety pseudohodowle mają się świetnie.... Dobrze, że kotek trafił do Ciebie i swoją drogą musi być śliczny 😍 a zimne noski najlepsze, wiadomo!!! 😉

      Usuń
  4. Świetny wpis, ta odpowiedzialność nieco mnie powstrzymuje przed usilnym forsowaniem kociego lokatora w domu. Ale podobnie zwlekałam i z dzieckiem 🤭
    Koleżanka właścicielka mopsa opowiadała mi, że zdarzają się porwania rasowych zwierząt do pseudohodowli - wysterylizowane są porzucane, bo nie są przydatne dla tych bandytów!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety też o tym słyszałam. A ludzie nadal pozostawiają psy pod sklepami :(

      Usuń