Znowu przypadła mi rola opiekuna zwierząt rodziców ;) Dotychczasowe urlopy rodziców były o tyle łatwiejsze, że były tylko koty. Teraz jest Ada.
Rano, bardzo rano jak dla mnie, odbywamy pierwszy spacer. I tu zaczyna się trenowanie mojej cierpliwości. Chodzenie i wąchanie....wąchanie....wąchanie. Potem gapienie się na wszystko, stoi i gapi się i gapi się i gapi się..... Szukanie odpowiedniego miejsca na pierwsze siku trwa kilka minut. Przecież nie można siknąć byle gdzie. Szukanie odpowiedniego miejsca na kupala trwa jeszcze dłużej. A czas ucieka, trzeba jechać do pracy ;)
Popołudniowy spacer jest najkrótszy. Przeważnie jest wtedy dosyć ciepło i dużo ludzi wszędzie. Poza tym piesek szybko wraca do domu, jak na swoje możliwości, bo wie, że dostanie jedzonko ;)
Wieczorem wychodzimy na trzeci spacerek, taki najdłuższy. Taki spacer też ćwiczy moją cierpliwość. Odzwyczaiłam się od psa, zdecydowanie ;) Ale wychodząc na taki spacer trzeba sobie uświadomić, że to jest jej czas, dla niej. Niech sobie niucha, niech się gapi skoro lubi. A ja w tym czasie się relaksuję, spaceruję, słucham śpiewu ptaków i to jest ta wartość dodana do tych spacerów. Czy bez psa tak bym sobie spacerowała? Otóż, nie! Wracamy ze spaceru po 21:00, robi się szaro i jest bardzo przyjemnie. Czerwcowe wieczory są wspaniałe. Polecamy takie spacerki ;)
Pod Nowohuckim Centrum Kultury oglądałyśmy nowe fotografie na wystawie plenerowej. Dawno tam nie byłam ;)
Wesoło jest z Adą. Jest taka śmieszna, ale o tym na pewno jeszcze napiszę ;)