Przychodzę pewnego dnia do rodziców, a tam w pokoju zabarykadowane okno parawanem zrobionym z karimaty. Swoją drogą karimata, która miała mamie służyć do ćwiczeń, wreszcie doczekała się zastosowania ;)
Pytam mamę o co chodzi i słyszę: "A wiesz, gołąbki się do nas sprowadziły z małym pisklakiem. Pewnie ktoś ich ze swojego okna wygonił i zamelinowały się u nas. Dyziu przeżywa, cały czas tam do nich zagląda, a mały gołąbek się boi, więc zasłoniłam okno, żeby maluch nie spadł....". I tak trwało to zasłanianie okna. Dyziek pół dnia siedział na drapaku, żeby cokolwiek podglądnąć życie gołąbków. Na szczęście maluch podrósł, wyfrunął z gniazda i wszystko wróciło do normy. To już drugi mały gołąb wychowany u rodziców na oknie, a tak się zarzekali, że więcej nie pozwolą.... Jak widać nikt ich o zgodę nie pyta, dzicy lokatorzy pojawiają się nagle w dodatku z dzieckiem, więc eksmitować nie można :D
Biedny dyziu, taki interesujacy "film" mu zabronili ogladac;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a tam piski i machanie skrzydłami, same interesujące rzeczy ;)
UsuńAle masz fajną mamę! A zwierzęta, nawet gołębie czują że to dobrzy ludzie więc na parapet się pchają z potomstwem ;)
OdpowiedzUsuńChyba tak :) ale biedny Dyzik strasznie przeżywa :D
Usuńdla Dyziulka nawet gołębie bym ZNIESŁA ;-)
OdpowiedzUsuńgłaski dla wszystkich Futer!
ha ha ja nie przepadam za gołębiami, ale postawa Dyzia mnie bawiła i rozczulała ;)
Usuńpowiedzieć, że nie przepadam za gołębiami (zwłaszcza na moim balkonie) to duuuuuży eufemizm ;-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwitaj kochanie
OdpowiedzUsuń