Dzisiaj mam do polecenia książkę o zbrodni w stylu vintage, czyli "Tajemnica Domu Helclów" Maryli Szymiczkowej.
Zanim przejdę do samej książki, muszę zrobić mały wstęp dla tych, którzy nie mieszkają w Krakowie i nic nie wiedzą na temat Domu Helclów. Książkę zakupiłam głównie ze względu na to, że akcja dzieje się w Krakowie.
Dom Helclów to największy i najstarszy dom pomocy społecznej w Krakowie. Anna i Ludwik Helclowie, bogaci mieszczanie zaangażowani w dobroczynność, przekazali ten dom w testamencie na rzecz ubogich. Dom powstał w 1890 roku, zabudowania zakładu oraz kaplicę zaprojektował znany krakowski architekt, Tomasz Pryliński. W początkowych latach swojej działalności Dom mieścił 250-300 pensjonariuszy, z czego połowę stanowili ludzie zamożni, których opłaty pozwalały na utrzymanie Domu i przyjęcie ludzi ubogich, nieuleczalnie chorych. Dom prowadziły Siostry Miłosierdzia.
W czasie drugiej wojny światowej Dom został przekształcony na więzienie. Podobno powstały podziemne korytarze, łączące Dom z więzieniem, które do dziś mieści się na ul. Montelupich. Podziemne przejścia zostały zakopane przy okazji budowy linii tramwajowej...... podobno.....
Osobiście miałam okazję zobaczyć Dom Helclów od środka dwa razy w życiu. Robi wrażenie, chociaż osobiście uważam, że jak nie trzeba korzystać z usług domu pomocy społecznej to lepiej tego nie robić....
Po tym przydługim wstępie, aczkolwiek bardzo potrzebnym, przechodzimy do samej książki. Nie mogłam jej nie kupić ;) Nie wiem od czego zacząć, może od tego, że w 100% zgadzam się z opinią pana Michała Rusinka: "Nie jestem pewien, co tu jest dla czego tłem: czy XIX-wieczny Kraków dla misternej i zabawnej intrygi kryminalnej, czy też owa intryga dla arcyszczegółowo odtworzonego XIX-wiecznego Krakowa i jego socjety. Jestem natomiast pewien, że to pyszna lektura".
Książkę czytało mi się wyjątkowo przyjemnie. Na pewno dowcipny sposób narracji miał na to wpływ, ale pewnie też dlatego, że ukazany Kraków, niby sprzed lat, to jednak ten sam Kraków, który znam dziś. Miejsca, nazwy ulic, to wszystko mogłam sobie odtworzyć i umiejscowić w wyobraźni czytając książkę. A do tego intryga, spawa kryminalna, którą próbuje rozwiązać Profesorowa Szczupaczyńska. Ponieważ w Domu Helclów znika jedna z pensjonariuszek, a w niedługim czasie okazuje się, że nie żyje, Profesorowa zaczyna działać i rozpoczyna nieformalne śledztwo, które ukrywa przed swoim mężem. W akcji tej pomaga jej osobisty urok, wścibstwo i ..... służąca.
Żeby Was zachęcić do przeczytania tej lektury, chciałam przytoczyć tu jakiś ciekawy, zabawny cytat, ale zdecydować się na któryś, było mi bardzo trudno. Na każdej stronie tej książki było coś, co mnie rozbawiło. W tej książce uwielbiam styl w jakim jest napisana, dialogi, zwłaszcza Szczupaczyńskiej z mężem, ale przede wszystkim opisy. Przeważnie opisy otoczenia, to te fragmenty książki, które szybko przelatuje się wzrokiem, ponieważ niewiele wnoszą do akcji. A to ten rodzaj literatury, gdzie sama akcja nie jest najważniejsza. Te opisy czyta się z czystą przyjemnością!
"Dochodziły już do wylotu Świętego Tomasz, więc Franciszka, która szła nieco z tyłu, z koszem przewieszonym przez ramię, wiedziała, co zaraz nastąpi: na wysokości kamienicy Sędziwoja kokarda na kapeluszu nagle drgnęła i skręciła w prawo, a za nią reszta kapelusza i głowa profesorowej. Przyszedł czas na jęknięcie, bo stąd było już widać "tę zbrodnię", "tę ohydną szopę, godną stacyjki w mieście garnizonowym", czyli ogromną konstrukcję krytych schodów ewakuacyjnych, dobudowaną parę lat temu do gmachu miejskiej sceny po pożarze stołecznego Ringtheatru.
- Rozumiem, że tam spłonęło blisko czterysta osób - mawiała profesorowa Szczupaczyńska - ale czy to powód, żeby Wiedeń mścił się na Krakowie tym szkaradzieństwem? Na szczęście nowy teatr już lada moment!"
A tutaj cytat na dowód tego, że już w tamtych czasach Kraków był bardzo zakorkowanym miastem ;)
"Do gmachu nowego teatru Szczupaczyńscy mieli wprawdzie najwyżej dziesięć minut spacerem wzdłuż murów miejskich, ale profesorowa uparła się, że stosowniej będzie podjechać dorożką. Od co najmniej dwudziestu minut stali więc na rogu Małego Rynku i Szpitalnej, posuwając się naprzód w żółwim tempie. Rząd jednokonnych dorożek, dwukonnych fiakrów oraz wielkich, herbowych landar czekających na swoją kolej, by wysadzić zniecierpliwionych pasażerów na podjeździe teatru, kończył się dopiero przed kruchtą kościoła Mariackiego.
- To jakiś absurd - jęknęła dramatycznie profesorowa, która, życiowo znacznie zaradniejsza od męża, lubiła czasem przystroić się w szaty słabej kobietki - zrób coś, Ignacy, w końcu jesteś profesorem Uniwersytetu." Jak sprawę rozwiązał Profesor Ignacy? Musicie doczytać sami ;)
Więcej cytować nie będę, bo musiałabym przepisać większość książki. Kto poczuł się zachęcony, niech sięga po lekturę, a kto zachęcony nie jest, jego strata ;) To taka książka, którą chce się czytać i czytać, a z drugiej strony żal, że się już skończyło...
Mnie książka bardzo się podobała i polecam ją każdemu, kto lubi takie klimaty. Nie pożałujecie. Dużo opisów Krakowa, dowcipne dialogi i nieźle pogmatwana intryga!
Osobiście miałam okazję zobaczyć Dom Helclów od środka dwa razy w życiu. Robi wrażenie, chociaż osobiście uważam, że jak nie trzeba korzystać z usług domu pomocy społecznej to lepiej tego nie robić....
Dom Helclów z lotu ptaka |
Książkę czytało mi się wyjątkowo przyjemnie. Na pewno dowcipny sposób narracji miał na to wpływ, ale pewnie też dlatego, że ukazany Kraków, niby sprzed lat, to jednak ten sam Kraków, który znam dziś. Miejsca, nazwy ulic, to wszystko mogłam sobie odtworzyć i umiejscowić w wyobraźni czytając książkę. A do tego intryga, spawa kryminalna, którą próbuje rozwiązać Profesorowa Szczupaczyńska. Ponieważ w Domu Helclów znika jedna z pensjonariuszek, a w niedługim czasie okazuje się, że nie żyje, Profesorowa zaczyna działać i rozpoczyna nieformalne śledztwo, które ukrywa przed swoim mężem. W akcji tej pomaga jej osobisty urok, wścibstwo i ..... służąca.
Żeby Was zachęcić do przeczytania tej lektury, chciałam przytoczyć tu jakiś ciekawy, zabawny cytat, ale zdecydować się na któryś, było mi bardzo trudno. Na każdej stronie tej książki było coś, co mnie rozbawiło. W tej książce uwielbiam styl w jakim jest napisana, dialogi, zwłaszcza Szczupaczyńskiej z mężem, ale przede wszystkim opisy. Przeważnie opisy otoczenia, to te fragmenty książki, które szybko przelatuje się wzrokiem, ponieważ niewiele wnoszą do akcji. A to ten rodzaj literatury, gdzie sama akcja nie jest najważniejsza. Te opisy czyta się z czystą przyjemnością!
"Dochodziły już do wylotu Świętego Tomasz, więc Franciszka, która szła nieco z tyłu, z koszem przewieszonym przez ramię, wiedziała, co zaraz nastąpi: na wysokości kamienicy Sędziwoja kokarda na kapeluszu nagle drgnęła i skręciła w prawo, a za nią reszta kapelusza i głowa profesorowej. Przyszedł czas na jęknięcie, bo stąd było już widać "tę zbrodnię", "tę ohydną szopę, godną stacyjki w mieście garnizonowym", czyli ogromną konstrukcję krytych schodów ewakuacyjnych, dobudowaną parę lat temu do gmachu miejskiej sceny po pożarze stołecznego Ringtheatru.
- Rozumiem, że tam spłonęło blisko czterysta osób - mawiała profesorowa Szczupaczyńska - ale czy to powód, żeby Wiedeń mścił się na Krakowie tym szkaradzieństwem? Na szczęście nowy teatr już lada moment!"
A tutaj cytat na dowód tego, że już w tamtych czasach Kraków był bardzo zakorkowanym miastem ;)
"Do gmachu nowego teatru Szczupaczyńscy mieli wprawdzie najwyżej dziesięć minut spacerem wzdłuż murów miejskich, ale profesorowa uparła się, że stosowniej będzie podjechać dorożką. Od co najmniej dwudziestu minut stali więc na rogu Małego Rynku i Szpitalnej, posuwając się naprzód w żółwim tempie. Rząd jednokonnych dorożek, dwukonnych fiakrów oraz wielkich, herbowych landar czekających na swoją kolej, by wysadzić zniecierpliwionych pasażerów na podjeździe teatru, kończył się dopiero przed kruchtą kościoła Mariackiego.
- To jakiś absurd - jęknęła dramatycznie profesorowa, która, życiowo znacznie zaradniejsza od męża, lubiła czasem przystroić się w szaty słabej kobietki - zrób coś, Ignacy, w końcu jesteś profesorem Uniwersytetu." Jak sprawę rozwiązał Profesor Ignacy? Musicie doczytać sami ;)
Więcej cytować nie będę, bo musiałabym przepisać większość książki. Kto poczuł się zachęcony, niech sięga po lekturę, a kto zachęcony nie jest, jego strata ;) To taka książka, którą chce się czytać i czytać, a z drugiej strony żal, że się już skończyło...
Mnie książka bardzo się podobała i polecam ją każdemu, kto lubi takie klimaty. Nie pożałujecie. Dużo opisów Krakowa, dowcipne dialogi i nieźle pogmatwana intryga!
Polecam książkę ,,Rozdarta zasłona" - tego samego autorstwa.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam ,)
UsuńO! My na razie w Dolinie Strachu z Sherlockiem, w biedrze za dychę dają dwie częsci :)
OdpowiedzUsuńJa mam małą biedrę koło siebie...tam coś sensownego kupić graniczy z cudem :(
Usuńzachęciłaś tą książką :) Uwielbiam czytać, moje koty zazwyczaj towarzyszą mi wtedy na kolanach :)
OdpowiedzUsuńJak czytanie to tylko z kotem 😁
UsuńZaraz jej poszukam!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o książkowy humor,aktualna moją faworytką jest Ostatnia arystokratka i kolejne :)))
No to na pewno zobaczę 😉
UsuńZachęciłaś bardzo, chętnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńI Witek też się załapał do czytania :)
Czytać to on lubi :)
UsuńTen blog jest wprost perfekcyjny. Wszystko to co jest napisane jest genialne.
OdpowiedzUsuń