Zawsze jest o kotach, bo to w końcu koci blog. Dzisiaj dla odmiany będzie o mnie, a co ;) Trochę się powywnętrzam :D Ale oczywiście w kontekście kotów!
Otóż, doszłam dzisiaj do wniosku, że jestem uzależniona od kotów. Uzależniona w takim sensie, że muszę je oglądać, muszę głaskać, wszędzie dostrzegę kota. Uzależnienie obejmuje wszystkie koty, nie tylko moje ;) Miłość do kotów jest jak narkotyk....musisz sobie dostarczyć codzienną dawkę kotów. To, że codziennie przytulam moje koty, gadam z nimi i się bawię jest raczej oczywiste. Oprócz tego codziennie sprawdzam co dzieje się w Fundacji AFN i u jej podopiecznych. Nieraz wieści przynoszą łzy, częściej jednak jest radość. Codziennie sprawdzam co dzieje się u blogowych kotów. Nie zawsze mam czas pozostawić komentarz, ale wiedzcie, że Was odwiedzam! ;) Od czasu do czasu nie umiem się oprzeć i nabywam jakiś gadżet z kotem ;) Staram się ograniczać i kontrolować, ale czym byłoby życie bez drobnych przyjemności? Kocie gadżety to temat na inny wpis, bo pewnie się pochwalę :D
No ale sami przyznajcie, czy takiego nosa da się nie kochać?
Zapytano mnie kiedyś, którego z moich kotów kocham najbardziej. No cóż, to tak jakby zapytać matkę, które dziecko kocha bardziej. Odpowiedź jest jedna: kocham po równo, ale jednak każdego inaczej. Dawka miłości jest taka sama, tylko każdy ma inne cechy, za które się kocha.
Tosię kocham za to, że jest podobna do mnie :P Taka mała złośnica. Indywidualistka, ale towarzyska na swój sposób. Uparta, jak sobie coś wymyśli to nie odpuści. Księżniczka, poruszająca się z ogromną gracją, ale nie pogardzi resztkami chrupek, które podczas jedzenia wypadły z mordki Witka ;) Niesamowicie umie się bawić sama, prowokuje chłopaków do biegania, bo uwielbia być goniona. Ze mną bawi się w "straszonko", raz zza futryny wyskakuję ja, ona ucieka, a potem odwrotnie. Chłopaki nic a nic nie kumają takich inteligentnych zabaw ;) Tosia uwielbia się czesać, wtedy głośno mruczy i kokietuje podniesionym ogonkiem. Kiedy mówi się do niej, lekkim miauknięciem odpowiada. Jest bardzo odważna, boi się jedynie odkurzacza i worków na śmieci. I jak na ragdolla przystało jest prawdziwą szmacianą laleczką. To zdecydowanie kot mojej mamy, reszta domowników jest, bo jest, ale witać ich nie ma sensu ;)
Dyzia kocham za to, że jest potworną gapą i niezdarą, za którą trzeba myśleć z wyprzedzeniem, żeby sobie nie zrobił krzywdy. To kot, który zrzuci stos książek, wskakując na stół. To kot, który się poślizgnie lub źle wymierzy odległość. Dyziek to gaduła. Mówi za trzech, wszystko komentuje. Zawiadamia, że idzie. Podczas spania informuje, że akurat zmienia bok. Najgłośniej gada, wręcz lamentuje, jak coś niesie. A nosić lubi bardzo. W nocy, jak mu się nudzi, wywleka ubrania na środek przedpokoju, jakiś kocyk, obrusik. Ostatnio zwinął mi portfel ze stołu i też wyniósł na przedpokój. Jak niesie większą szmatkę, to wlecze między łapami, idąc w charakterystycznym rozkroku. Największy hit był, jak targał grającą komórkę w etui z kuchni do pokoju! Uwielbiam jego duży nos, który trzeba myć, bo brudzi się od jedzenia. W zabiegach pielęgnacyjnych jest rewelacyjny, poddaje się bez sprzeciwu. Ale czesać się nie lubi, gryzie wtedy okrutnie. Do czesania potrzeba dwóch osób, jedna trzyma, druga czesze ;) Na powitanie robi "nosami", czyli ociera się nosem o mój nos. Dyziu to kot pomocnik, przybiega na dźwięk otwieranej szuflady. Pomaga w pracach domowych, naprawach, moich pracach hobbystycznych. Ponad wszystko lubi jeść. To zdecydowanie łagodny olbrzym ;) Dyziu jest kotem wszystkich, nawet tych obcych, odwiedzających dom, bo najważniejsze jest to, że ktoś chce głaskać ten tłuściutki brzuszek.
No i Wituś. Wituś to zupełnie inna historia. Oprócz miłości darzę go niezidentyfikowanym uczuciem hmmmm no właśnie nie wiem czym. Jakaś mieszanka sentymentu i troski, wynikająca z tego, że jest znaleziony i przygarnięty. Trzy tygodnie mieszkał tylko w moim pokoju, bo miał kwarantannę i chyba to nas tak zbliżyło ;) Śpi tylko ze mną, włazi pod kołdrę i przytulony mruczy. Przychodzi na kolana, kładzie się i mruczy. Takiego kota nie da się nie kochać. Bo ja zawsze chciałam mieć kota 'nakolankowego' i wreszcie mam. Ma wiecznie smutne oczy i tym zawsze mnie zdobędzie i rozbroi. Lubi kraść jedzenie (to chyba stare nawyki z poprzedniego domu). Na początku bał się mężczyzn, teraz już mu przeszło. Jest wybredny w jedzeniu, najchętniej jadłby z talerza. Sporo gada. Jak usłyszy sygnał domofonu zwiastujący domownika, tak głośno się drze pod drzwiami, że słychać go na całej klatce. Na powitanie przewraca się na plecy i robi "wałeczki". Bardzo lubi wychodzić na klatkę, wiesza się na klamce (umie otwierać drzwi) i drapie w drzwi. Zdarza mu się nasikać do butów, więc wszystkie zawsze są od razu chowane. Czasami mam wrażenie, że nie jest szczęśliwy u nas, że go nie rozumiemy, że nadal pamięta i tęskni. Możliwe, że to moja nadinterpretacja pewnych zachowań, ale niech każdy popatrzy na swojego kota/zwierzaka i na jego przyzwyczajenia, rytuały, ulubione miejsca, ulubione przedmioty. A teraz pomyślcie, że trafia do domu, który nic o nim nie wie.... Jestem w stanie zinterpretować 90% zachowań Tosi czy Dyzia, bo od małego są u nas. Z Witkiem tak nie jest. Mój tata kiedyś powiedział "chyba nikt nie kochałby Witka tak jak ty" i to jest kwintesencja całej naszej kocio-ludzkiej relacji ;) Wituś to mój kot, ale na żebry podczas obiadu chodzi do wszystkich.
Ale się rozpisałam! A i tak nie napisałam wszystkiego, o czym myślałam ;) Zdaję sobie sprawę, że pewne zwroty opisujące kocie zachowanie nie będą zrozumiałe lub będą zrozumiałe tylko dla posiadacza kotów. Gama kocich zachowań jest ogromna, ciężko je opisać, jeszcze trudniej uchwycić na zdjęciu. Mogę jedynie powiedzieć, że patrzeć na koty można godzinami, nigdy się to nie nudzi, sprawia wiele przyjemności i radości.
Na początku zapowiedziałam wpis o mnie, w sumie jest o moich uczuciach, a kocich zachowaniach ;)